Andrzej Pilipiuk „Wilcze Leże”

Andrzej Pilipiuk Wilcze Leże Czaczytać Andrzej Pilipiuk „Wilcze Leże”
Andrzej Pilipiuk „Wilcze Leże” 4.50/5 (90.00%) Głosów: 8 s

Stephen King, Andrzej Pilipiuk, Piotr Jakubowski, Edgar Allan Poe… tak kompletnie różni pisarze! Coś ich jednak łączy; wszyscy tworzą świetne opowiadania.

Jak już wiecie, jest to jedna z moich ulubionych form literackich (a jeśli nie wiedzieliście, to voilà :) ), bo można w nich szperać, zmieniać kolejność, odkładać i nawet gdy któreś pójdzie kiepsko, to nic nie stoi na przeszkodzie by sięgnąć po inne… Wilcze Leże to jednak taki zbiór w którym nic a nic nie musiałam opuszczać, a pominięcie jakiegokolwiek wątku nawet nie przemknęło mi przez myśl!

Bo te opowiadania są po prostu świetne i jeszcze na dodatek,  tym razem, pojawiło się w nich coś nowego; nostalgia i jakiś, taki lekki smutek. Czemu? Cóż, chyba głównie dlatego, że dr Skórzewski się postarzał. Czy „Ci, którzy powinni pozostać” to zapowiedź pożegnania z postacią, która towarzyszyła mi tyle lat? Tego nie wiem, ale zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie i  zmusiła by na chwilę odłożyć książkę na bok, ot tak, żeby pomyśleć i przypomnieć sobie wszystkie poprzednie przygody doktora; epidemie, ludzi, którzy mu towarzyszyli, badania nad którymi pracował, choroby które poznawał. Tak wiele opowieści! Tak wiele czasu spędzonego z tą jedną, zmieniającą i posuwającą się w latach postacią. Coś niesamowitego, ale wcześniej tej zmiany nie dostrzegałam, dopiero „Ci, którzy…” uzmysłowili mi ten nieubłagany upływ czasu i… wybitny wręcz zabieg Autora :)

A Robert Storm? Uroczy i zakopany w swoich ulubionych „starociowych zagadkach”? Jak zawsze wpakuje się w całą masę kłopotów, ale też pozna nową fankę znaczków, pokonwersuje z „istotą”, która nigdy mu nie odpowie i wyruszy na poszukiwania „boskich” skrzydeł… Uwielbiam tego faceta! Ze wszystkimi jego dziwactwami i kompletnie zakręconym podejście do życia, ma w sobie coś, co sprawia, że nie mogłabym o nim nie czytać.

Aż dwa opowiadania dotyczą … Wilkołactwa! „Promienie X”, które mnie np. rozbawiły i tytułowe „Wilcze Leże”, które jest, nie będę się tu pieprzyć z jakimiś lekkimi słówkami; genialne!  Idealnie ułożone, z wyrazistymi postaciami, niesamowitą opowieścią i zakończeniem, które spina wszystko w perfekcyjną całość. No majstersztyk!

Ktoś, gdzieś napisał, że jest tu sporo urwanych historii. A ja się z tym totalnie nie zgadzam! To, że zagadka nie została rozwiązana, w żadnym wypadku nie oznacza, że sama opowieść jest niepełna. Bo u Andrzeja Pilipiuka, nie zawsze chodzi o to by znaleźć zaginiony artefakt, czy rozwiązać wielką tajemnicę… chodzi o wspomnienie tego co już minęło, dostrzeżenie piękna w tym czego już nie ma i  zanurzenie się w historii, która powoli zaczyna być zapominana. Taki mamy klimat, chciałoby się powiedzieć, że to co jest naprawdę piękne, przestało porywać tłumy… Więc i przestało być podziwiane.

Ale! Żeby nie było, że jedynie melancholia mi w głowie- trochę spraw przyziemnych a równie istotnych:

Po pierwsze; książka jest pięknie wydana, a umieszczone w niej grafiki, dopełniają każdą opowieść.

Po drugie; opowiadania czyta się bardzo szybko i nadzwyczaj przyjemnie; jest w nich multum historycznych ciekawostek, świetnie skonstruowanych postaci i dobrze wyważonej akcji.

Po trzecie i najważniejsze; koniecznie trzeba Wilcze Leże zakupić, przeczytać, a czasem do niego wracać… żeby sobie zrobić przerwę od tego co jest i… zatęsknić za tym co było!

Polecam! Koniecznie! CzaCzytać!