Carlton Mellick III „Nawiedzona Wagina”

Nawiedzona Wagina
Carlton Mellick III „Nawiedzona Wagina” 4.25/5 (85.00%) Głosów: 4 s

Hmm… Nie oceniaj książki po okładce mówili… taaa, to ja jeszcze do tego dodam, że po tytule też oceniać nie należy.

No cóż, nie ma co ukrywać, jak człowiek bierze do rąk książkę pt. Nawiedzona Wagina, to, dość szybko pojawia się w głowie pytanie; dlaczego to robisz. Mnie przekonał panel o bizarro, a, że ciągnie mnie do tematyki związanej z różnymi paskudztwami i jeszcze, że im dziwniej, tym lepiej, to jak nic po  Nawiedzoną sięgnąć musiałam.

Książka jest króciutka, ma niecałe sto stron i „czytamy” ją z punktu widzenia Steve’a, który to miał dziewczynę, której wagina była… nawiedzona. Wydobywały się z owej waginy dźwięki straszliwe, a nawet i wydostawały się, do rzeczywistości naszej, postacie co najmniej osobliwe. Oczywistym, więc, w tej sytuacji, było (no bo jakże by inaczej), by nasz główny bohater zbadał sprawę dogłębniej i wszedł do tego siedliska koszmaru…

A co w środku (znaczy się w książce a nie tam gdzie wszedł Steve, bo to musicie odkryć razem z nim :) ); cóż, fajny język, więc czytała mi się ekspresowo. Czasem tylko stopowałam, żeby się upewnić, że jest tam napisane to co jest napisane i, że sobie tego nie ubzdurałam :)

Sama historia jest tak pokręcona, że od samego początku zastanawiasz się jaki będzie jej finał.

Seksu sporo, ale jest tam gdzie trzeba i choć taki on czasem pokręcony, to jednak bez zdrobnień i określeń, które by mnie irytowały.

Zakończenie świetne, trochę smutne, trochę szczęśliwe, nawet bym powiedziała, że taką nostalgią trąca- podobało mi się.

A! No i strasznie nie jest.; Nawiedzona nie z tych co to trzeba siedzieć pod kocykiem i przez pięć minut zastanawiać się czy jesteśmy gotowi na przewrócenie strony; tutaj spokojnie, tylko… creepy :)

Czasem trzeba coś stracić by zyskać coś lepszego… Przedziwny ten gatunek, ale jakże zaskakująco przyjemny w odbiorze…