Charlie Fletcher „Paradoks”
Będzie to pierwsza recenzja w której rozpocznę od podziękowań, które znajdują się na końcu książki. Dlaczego? Cóż, ujęły mnie, okrutnie, postacią sir Terry’ego Pratchett’a… nie dość, że mnie ujęły to jeszcze na dodatek, wzruszyły i poruszyły, bo pojęcie Garnka nagle stało się zrozumiałe a i o zapożyczeniach czy inspiracji, wiem już teraz więcej. Polecam, po lekturze, poświęcić jeszcze małą chwilkę na te końcowe strony, bo są tego warte.
Wróćmy jednak do najważniejszego, czyli samego Paradoksu; oj umęczył mnie on, na początku, straszliwie. Winą całkowitą obarczyć mogę jedynie siebie, gdyż, po prostu, nie czytałam pierwszej części, ale zaręczam Wam, że to nadrobię! Bo styl Fletcher’a jest świetny; mroczny, przyciężki i oddający klimat tego Londynu i związanych z nim opowieści, które dostrzec możemy w np. Skaczącym Jacku, który trzymał mnie w swoich szponach przez wszystkie trzy części i wypuścić nie chciał nawet po skończonej lekturze.
Trudno było wejść w samą historię, bo nie znałam jej początków a ma ona, zarówno, wiele wątków jak i całą masę postaci i to tych złych jak i dobrych, które nie tylko opowiadają o swoich własnych losach, ale też znajdują się w miejscach magicznych, czy też posiadają umiejętności, których za nic nie można nazwać zwyczajnymi…
Muszę jednak zaznaczyć, że im dalej szłam, im więcej dowiadywałam się o Nadzorze, Sluagh, czy pannie Sharp i tym bardziej byłam ciekawa jak to się wszystko rozwinie i kto zwycięży w tej przedziwnej walce.
Niesamowicie klimatycznie oddane są lokacje i to nie tylko sam Londyn, ale także trasa podróży Zmory i Amosa, światy luster, czy przerażające katakumby; każdy element był perfekcyjnie zarysowany i tworzył atmosferę dla całej powieści.
Fabuła jest wielowątkowa i moim zdaniem, niezbędnym jest, rozpoczęcie czytania od części pierwszej czyli Nadzoru, bo przy tak dużym nagromadzeniu bohaterów, na dodatek bardzo charakterystycznych i nieoczywistych, wejście w historię, w połowie, to pozbawienie się olbrzymiej przyjemności. Tutaj są i szkolenia młodych członków Nadzoru i próby obejścia problemu żelaza przez Slugh, do tego poszukiwania zagubionej „przyjaciółki”, walka o podmieńca… no wymieniać mogę długo bo i dużo się dzieję, więc dobrze jest mieć wiedzę na temat tego jakie były tego przyczyny.
Mnóstwo opisów obrzędów czy wydarzeń z przeszłości, które są brutalne i okrutne. Moment tworzenia krwawego lustra i uczestniczące w nim… krowy, to jest coś tak uderzającego i napisanego w niezwykle obrazowy sposób, że, chcesz czy nie, pozostaje Ci w pamięci. No i zakonnica… o matko, naprawdę, stworzenie istoty, która wywołuje w Czytelniku zarówno współczucie jak i olbrzymią złość nie jest łatwe, ale Fletcherowi nie dość, że się udało to jeszcze na dodatek zrobił to tak dobrze, że wciąż zastanawiałam się czy jest mi jej szkoda, czy wręcz, chciałabym, żeby padła w najbliższym rozdziale.
To taka powieść o organizacji walczącej ze złem, które jednakże nie jest do końca oczywiste. To także historia o rozwoju, zmianie i odnajdywaniu się w przeróżnych sytuacjach… jest w tym element magii, brudu, przerażenia i trochę miłości na osłodę.
Finał monumentalny, nie dość, że zapowiadający kolejną część (mam taką nadzieję!), to jeszcze na dodatek niezwykle silnie oddziałujący na wyobraźnie i mocno emocjonalny. Zrobił na mnie olbrzymie wrażenie!
Jestem zachwycona. Z wielką przyjemnością, będę oczekiwać na trzeci tom tej przygody, bo wnosi świeży powiew do literatury gatunku i zmusza do pełnego skupienia na czytaniu, czego czasem bardzo mi brakuje…
Jeśli, więc, potrzebujesz, na kilka godzin, oderwać się od swojego świata i obowiązków, wkrocz w mroczny świat wiktoriańskiego Londynu i bądź świadkiem walki o pokój i… przetrwanie. A która strona zwycięży? Odpowiedzi może udzielić Ci Paradoks Charliego Fletchera, lub przynajmniej dać jej przedsmak… 😉
Ale pamiętaj, bo jedno jest pewne, będziesz chcieć więcej !
CzaCzytać!