George R.R. Martin „Uczta dla wron. Cienie śmierci”
Pieśń Lodu i Ognia to brzmi dumnie! Kiedy zaczyna się czytać serię powieści, tak rozbudowaną objętościowo, trzeba niestety liczyć się z tym, że przyjdzie w końcu kiepski moment…
Cienie śmierci… jest po prostu słabsza od poprzedniczek.
Po pierwsze, fabuła; wojna praktycznie się skończyła, co prawda Stannis jeszcze tam trochę wojuje, ale w oficjalnym opisie podano, że istnieje swoisty rozejm, pomiędzy większością ze stron…
I to w sumie tyle… Nie no, nie żartuje. Poważnie.
To całkiem spory problem, bo przez większość książki nic się nie dzieje! Kiedy dostojnie zasiadłem (R.R. Martin zobowiązuje!) do tej części, złapałem się na tym, że czytam, czytam, czytam (z naprawdę dużym zapałem!) i nagle, tak gdzieś w połowie, zorientowałem się, że jak do tej pory, nic się nie wydarzyło!
Cały czas, tylko gadają… gadają… gadają i już coś ma się stać, ale wcale się nie dzieje…
Taka jakaś dziwna jest ta książka. Niby wszystko jest w porządku, ale po głowie chodzi mi określenie „wydmuszka”, bo wszystko jedynie napędza ta pewność, że to Pieśń lodu i ognia, więc musi być dobre. Ale gdy wchodzi się do środka, okazuję się, że to kicha, jedynie pusta skorupa.
Nie pamiętam praktycznie żadnych knowań (które przecież są sercem tej historii!!), nie ma zbyt wielu nowych bohaterów, cała akcja jakoś się tak kisi. Opisy nadal nie są najgorsze, ale też jakby spadły lekko na jakości. Trudno mi było zapamiętać większość wydarzeń… nie pasjonowały mnie tak bardzo.
Mocnym aspektem powieści są dialogi, które trzymają poziom swoich poprzedniczek (no, ale skoro tyle gadają, to całkiem zrozumiałe:)). Styl jest dalej w porządku, czyta się w miarę szybko, czytelnik się nie męczy.
Aha! Ale, tak, żeby się wkurzyć, to Uczta dla wron, również, jest sztucznie podzielona na dwie części. Ten zabieg jest wyjątkowo słabym zagraniem, użytym chyba tylko w celu wybrania większej ilości pieniędzy od czytelników.
Autor jakby mniej się postarał. Niby widać dobry styl i dialogi, ale nie można przejść obojętnie obok faktu, że nic, ale to zupełnie nic się praktycznie nie dzieje.
Nie ukrywam, jestem nieco zawiedziony. Styl pcha wszystko do przodu, ale… to po prostu nie jest to…
Oby Sieć Spisków podniosła poziom… bo pożegnanie z tą serią, przed poznaniem zakończenia (jeśli Martin kiedykolwiek je napisze!!!), byłoby dla mnie koszmarem… zwłaszcza po tylu stronach 😀