Ilona Andrews „Magia Uderza”

Zaczęłam w sobotę, dziś jest niedziela rano a ja już skończyłam… I jestem totalnie, kompletnie załamana, że nie mam kolejnej części w łapach.
Bo ta seria jest dobra; przyjemna i lekka! Szybko się czyta i sprawia wieeellleee radochy!
Co dzieje się w tomie pod wdzięcznym tytułem Magia Uderza? Oj, dzieje się sporo. Wszystko startuje od mojego ulubieńca Dereka, który, niestety, lokując uczucia w dziewczęciu dość nieogarniętym życiowo, zostaje bardzo mocno pokiereszowany…
Jeszcze wcześniej jest staruszka na słupie telefonicznym, ale to już nie jest tak ważne (choć porażająco zabawne)… 😉
No dobra, ale idziemy dalej; szukając winnych pokiereszowania Młodego Zmiennokształtnego, Kate wpada w sam środek wojny i… na arenę nielegalnych walk, których bardzo, ale to bardzo nie lubi Władca Bestii (którego ja np. bardzo, ale to bardzo lubię)… no i tego; to tyle O fabularnej reszcie; cicho sza 😀
Cała książka napisana jest genialnym językiem; podkreślę to- genialnym! Styl prosty, ale tak niesamowicie, przepełniony ironicznymi pogaduszkami, ludzkimi (pomimo, że bohaterowie to tacy ludzie jak ze mnie czarodziejka) zachowaniami, emocjami, jakie mają szansę objawić się w każdym z nas; że wciąż ma się wrażenie, że Atlanta, wypełniona rozbuchaną magią, ileś tam lat do przodu, to miejsce tu i teraz, zaraz za zakrętem! Wsiąka się w tę historię całym sobą i nie można jej zostawić, czy pominąć jakiegoś fragmentu, bo, po prostu, no się nie da i już!
Walki, krew, czy cierpienie to stała część życia Kate Daniels; tutaj, tak jak w poprzednich tomach, elementy te są niezwykle obrazowe i mocne. Można się wzdrygnąć, zdarza się syknąć „oj” i czasem, szybko przelecieć kilka stron do przodu, żeby tylko mieć pewność, że wszystko z naszymi bohaterami w porządku (potem oczywiście wracamy do początku i już, ze spokojem ducha, bądź łzami w oczach, idziemy do przodu).
Dużo tu, również, magicznych stworzeń i jest jeszcze klan, zupełnie nówka sztuka, więc nudy nie zaznacie. Zresztą jaka nuda?! Przy takiej ilości różnorakich potyczek i potworków? No mowy nie ma!
Jeżeli chodzi o romansowy wątek, cóż, przyznam się szczerze, że w innych książkach często mnie mierzi. Tutaj, natomiast, porwał mnie niezwykle mocno I były takie momenty, że no… aż mi się rączki na książce zaciskały, żeby tylko poszło to dalej, żeby w końcu do jasnej, ciasnej, popielatej byli razem!!
No, ale to tak wiecie… mała dygresyjka, ja na co dzień jestem spokojne zwierzątko… poważnie!
W każdym bądź razie, przez fakt, że dwójka głównych bohaterów tak cudnie się ze sobą przekomarza, nie byłam w stanie ich nie polubić, nie mówiąc już o ich relacji. Są genialnie złośliwi i genialnie w siebie zapatrzeni. Cudeńka!
Ale tak naprawdę, najbardziej, uderzyło mnie podejście do życia Kate. Poznaliśmy ją już wcześniej, ale jej pochodzenie nie było do końca jasne… tutaj już wszystko się wyjaśniło i zagadka została rozwiązana. Skala okrucieństwa, ale też sposób głównej bohaterki na przetrwanie, nagle, stał się całkowicie zrozumiały…
Coś takiego w tych książkach jest; dawkowanie informacji, stopniowanie napięcia? Nie wiem, ale, duet Ilona Andrews, zrobił to „coś” bardzo dobrze i w sposób niezwykle przemyślany. I podobało mi się!
Zmiennokształtni, wampiry, bogowie- w serii z Kate Daniels znajdziecie to wszystko a nawet więcej. Koniecznie zabierzcie się za czytanie, póki wznowienia są na półkach, bo naprawdę warto!
CzaCzytać!
A! Zamkami w drzwiach się nie przejmujcie, choćby nie wiem jak mocarne były… Curran i tak dostanie się do środka… Ale to przywódca Gromady, więc jemu wszystko wolno … chyba