Maja Lidia Kossakowska „Bramy Światłości” Tom II
No i tego. Skończyłam czytać tom II. I taką zagwozdkę mam… Siedzę od kilkunastu minut i myślę… Intensywnie nawet. Bo Autorka napisała tom II, odbiegając totalnie od głównej wyprawy i skupiając się na jednej, gigantycznej przygodzie plus jeszcze na poczynaniach Rajzela i Asmodeusza. Jakby sama podróż zeszła na tor dalszy, bo pojawiły się nowe, tym razem Azteckie, Bóstwa i dżungla, która nie rodzi tylko tlenu, ale także całą masę dobrych opowieści…
Wiecie co? Zupełnie nie tego się spodziewałam, ale mam te moje „spodziewajki” w głębokim poważaniu; bo druga część wymiata Nie wiem nawet czy nie sprawiła mi większej frajdy niż jedynka!
Fabuła jest bardzo szybka bo i dużo się dzieje. A postacie negatywne tak dają popalić, zarówno podejściem do krwawych ofiar, jak i pomysłowością, że czasem, aż ciężko nadążyć nad zmieniającymi się okolicznościami
Humor powala. W zupełnie niespodziewanych momentach, pojawia się nagle tekst, jakaś złośliwość, czy anegdotka i parska się śmiechem na cały pokój czy gdzie to tam się siedzi. No, po prostu wyobraźcie sobie, że ktoś komuś wycina, rytualnie, serce i nagle pojawiają się niewybredne komentarze i… człowiek już nie wie czy chować się ze strachu pod kocykiem czy głupio chichotać. Bardzo to wszystko pokręcone i … fajne.
Czyta się jak o ludziach takich jak ty czy ja. Słabości, zdrada, zazdrość, miłość… to wszystko tu jest, łącznie z chęcią zaistnienia, czy z paskudnym charakterem. Są momenty w których ktoś powinien pomóc a nie pomaga, ale i takie, gdy nikt nie spodziewał się ratunku a pomoc otrzymał.
Genialnie zarysowane postacie- bardzo, zapadające w pamięć i niesamowicie charakterystyczne. Nie można się do nich nie przyzwyczaić… czy może bardziej, uzależnić od ich losu. Zawierane są nowe przyjaźnie, odwiedzani są starzy „znajomi” i poznajemy jeszcze całe multum nowych istot, które mają większe, lub mniejsze znaczenie dla fabuły, ale każda z nich ma w tej opowieści swoje idealnie napisane miejsce.
Jest krwawo, bo przeciwnicy ostro dają w tyłek. W ogóle jeśli chodzi o walki i potyczki to Kossakowska pojechała; krew sika, rany jątrzą a żebra nie zrastają… no tu się nie martwcie- jest dynamicznie i brutalnie.
Dialogi; bardzo dobrze zbudowane, bez niepotrzebnych upiększeń czy sztucznych wstawek- wszystko na swoim miejscu.
Świat zachwyca ogromem… piękne i obrzydliwe lokacje przeplatają się ze sobą. Tak samo jest z bóstwami; dobro i zło wciąż koło siebie, w nieustającej… no właśnie nawet nie walce, bardziej takim współistnieniu; jedno bez drugiego „być” nie może, więc, po prostu, są, tłukąc się od czasu do czasu, dla zachowania równowagi.
Żeby wejść w tę opowieść, bezsprzecznie trzeba przeczytać tom I Bram Światłości, to nie jest odrębna historia, tylko ciąg dalszy.
A czy warto w nią wchodzić? O matko, tak! Bo to nie jest tylko przygodowa fantastyka. To genialnie dopracowana mitologia, postacie i fabuła. To opowieść o dążeniu do celu i o tym jak podróż wpływa na postacie. To też olbrzymia rozpierducha i to taka z mocną potrzebą przeżycia. Świetnie rozpisane potyczki, inteligentne dialogi i świetny humor… No jest tu wszystko i jeszcze trochę…
Kossakowska pisze z taką jakąś, ja nie wiem, jak to dookreślić, żeby nie przesadzić… ale co tam, moja recenzja, mogę wszystko; Autorka pisze mądrze. Jest w tych jej opowieściach taka mądrość właśnie. Coś co sprawia, że jej książki są niepowtarzalne i na długo zapadają w pamięci. Że ma się to wrażenie, że każda literka, każde słowo jest dopracowane do granic możliwości. I tematyka, nawet gdy należy do luźniejszej, zawsze ma w sobie coś ważnego i pięknego równocześnie. Takie coś, że trudno napisać recenzję, bo choćby nie wiem jak się starać, nie odda ona wszystkich odczuć co do jej twórczości
Polecam Wam tę opowieść, bo nie wszystkie anioły przeprowadzają śliczne dzieciaczki przez urokliwe mostki, niektóre potrafią ostro wywijać mieczem… i wszystkim co akurat mają pod ręką
CzaCzytać ! Koniecznie !