Maja Lidia Kossakowska „Upiór południa”

Maja Lidia Kossakowska Upiór południa Czaczytać Maja Lidia Kossakowska „Upiór południa”
Maja Lidia Kossakowska „Upiór południa” 4.80/5 (96.00%) Głosów: 5 s

Za każdym razem, gdy podejmuje się recenzji książki Mai Lidii Kossakowskiej, to nie dość, że używam podobnych określeń, co dziwne jest samo w sobie, bo opowieści są totalnie różne (jedne bawią, inne porażają genialną przygodą, kreacją świata, podejściem do fantastyki, czy pięknem jakimś, takim mądrym), to na dodatek, zazwyczaj, już od pierwszych powieści strony, buduje sobie obraz tekstu, który napiszę… A tu się pojawił Upiór Południa, z tą swoją odjechaną okładką i… Tym razem było jakoś inaczej.

Opowiadania są cztery, plus preludium i epilog. Temat przewodni? Cóż- upał. Dla mnie, wiecznego pasażera komunikacji miejskiej w Krakowie, upał, ten gramolący się do najgłębszych duszy zakamarków i skraplający pot w najdziwniejszych ciała miejscach, to normalka; jednakże! Sposób w jaki podeszła do niego Autorka zmusił mnie do ponownego zagłębienia się w temat i spojrzenia na niego z zupełnie nowej, perspektywy.

Każda z historii ma inny klimat; jedna dotyczy człowieka bez pamięci, który, wydawać by się mogło, wcale owej pamięci odzyskać nie chce. Kolejna opowiada o korespondencie wojennym, co to  zmierzyć się musi, nie tylko z koszmarem dawnych przeżyć, ale i z powrotem do kraju, bez którego jego życie wydawało się być puste. No i jest jeszcze rewolwerowiec z tragiczną historią i komandos, który trafił gdzieś, gdzie nic nie jest pewne…

Dialogi, tak bardzo w punkt i tak mocno pasujące do każdej z wypowiadających je postaci; postaci cholernie charakterystycznych i zapadających w pamięć.

Światy przedstawione? Idealnie wdrożone w opowieści, podbijające płynność fabuły (świetnie skonstruowanej, budującej napięcie) i stwarzające dla niej perfekcyjne środowisko.

Ach, a ten ból i smutek mieszające się z jakimś przedziwnym, melancholijnym, ale równocześnie ostrym i mrocznym czymś? Bajka.

Momentów zabawnych malutko, za to tych brutalnych całkiem sporo, no i sama fantastyka; fantastycznie dziwna i magiczna.

Upiór południa napisany jest precyzyjnie, bo każde słowo znajduje się na swoim miejscu, każdy opis przytłacza (gdy akurat przytłaczać powinien), fascynuje i wciąga… Ale takie inne to wciąganie, bo ja, po prostu, się przy czytaniu namęczyłam. I nie wiedziałam co ze sobą zrobić; pierwszą księgę mordowałam tydzień- tydzień! Ale nie mogłam mordować jej przestać, jakby świat mówił; ej, ty, to nie dla ciebie! Wróć przed biurko, klikaj swoje cyferki i tak nie załapiesz… A ja, z uporem maniaka, przestać nie chciałam i brnęłam, brnęłam, aż skończyłam i wtedy przyszła księga numer dwa… I poszło już łatwiej. Przy trzeciej, nie mogłam przestać czytać, a czwartą, to nie dość, że zeżarłam to jeszcze tak mi się spodobała (Czas Mgieł to arcydzieło!), że nie mogłam przestać o niej opowiadać. Nie myślcie jednak, że pierwsza księga jest kiepska- nie! Ona, po prostu, jest trudna, ale nie można przestać jej czytać… To niezwykłe, dziwne uczucie, ten czytelniczy trud… Dziwne, ale przede wszystkim jednak, niezwykłe.

A! I jeszcze, ta potrzeba przemyślenia wszystkiego. Zbadania tych opowieści po raz kolejny, zastanawianie się czy to co było ciężkie, następnym razem odsłoni drugie dno? A może okaże się być czymś zupełnie innym, prostszym? Takie przyciąganie tu znajdziecie, które wcale nie zniknie po przeczytaniu ostatniej strony- nie będzie łatwo i milusio, ale za to, będzie dobrze, płynnie, mądrze i jeszcze na dodatek, czytać będziecie o rzeczach ważnych i takich co to w zwyczaju mają do myślenia zmuszać… oj, a mnie, to one, zmusiły, tak przez Z duże..

Czujecie ten żar? To nie słońce jakieś, nie upał codzienny, to trawiący Was płomień, który rozżarzy się na nowo, za każdym razem, gdy Upiór Południa do Was powróci… A powróci na pewno, bo nie jest z tych co odpuszczają ot tak… On wpija się głęboko, zostawiając cząstkę tej niezwykłości, by zostać z Wami już na zawsze…

CzaCzytać!