Marcin Sergiusz Przybyłek „Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw”

Marcin Sergiusz Przybyłek Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw Czaczytać Marcin Sergiusz Przybyłek „Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw”
Marcin Sergiusz Przybyłek „Gamedec. Sprzedawcy Lokomotyw” 4.29/5 (85.71%) Głosów: 7 s

Nigdy nie byłam fanem SF, coś tam mi wpadało w ręcę, ale wolałam fantastykę, kryminały i jakieś psychologiczne wynurzenia. Kiedy jednak, pochłonęłam, świetnego, Orła Białego, to nie było opcji, musiałam zobaczyć co MS Przybyłek jeszcze stworzył i cóż.. wpadłam 😀

Autor powinien zyskać miano „wprowadzacza do SF”. Czemu? Cóż, jego Gamedec jest po prostu świetnie rozplanowany; rozpoczynasz przygodę z Torkilem w Granicy Rzeczywistości i tam, już po trochu, jest wszystkiego; wirtualnej rzeczywistości, gier i przyszłościowych rozkmin, które powolutku opanowują Twój mózg. Zaczynasz rozumieć różne, z pozoru dziwne, nazwy i wciągać się w ten szalony świat technologii. Autor zrobił to jednak bardzo delikatnie; Czytelnikowi wszystko wydaje się całkiem prawdopodobne- jest w stanie uwierzyć, że kiedyś tam, w odległej przyszłości takie rzeczy mogą mieć miejsce. No i  jeszcze sam główny bohater! Który rozwiązuje zagadki detektywistyczne, więc gatunków Ci tu co nie miara!

Kończysz „Granicę..” i dostajesz Sprzedawców Lokomotyw i tu, jest już wszystkiego więcej i mocniej. Bo pomimo, że Torkil to wciąż Torkil, to jednak świat, przez te trzy lata, całkowicie się zmienił. Postęp technologiczny rozprzestrzenił się na kolejne dziedziny i „trudnych słówek” jest już cała masa… Ale! Ty już przecież wiesz co i jak! Bo wszedłeś w to, całym sobą i historia wciąga Cię od pierwszej strony. Nagle, okazuje się, że SF jest już jednym z Twoich koników, że ten typ literatury przyjmujesz bez oporów i wiesz jak go czytać :)

Druga część Gamedeca to, tym razem ciągła historia; takie jedno, ale za to bardzo rozbudowane zlecenie (które na początku zleceniem nie jest :)). Główny bohater, zostaje wciągnięty w zagadkę, która ma duże szanse na zainfekowanie i zniszczenie całego wirtualnego świata. Wszystko zaczyna się na urodzinach Konona i w szaleńczym tempie rozwija, aż do ostatnich stron. „Bugi” wchodzą do systemu i powoli zaczynają zagrażać życiu graczy. A Torkil, wraz ze swoją świtą (choć tym razem, częściej musi radzić sobie sam), mierzy się z tym całym bałaganem i ląduje w coraz to większych tarapatach. Wchodzi w świat korporacji, rządów, wojska… widzi jak działają organizację, jak rozwój wpływa na różne jednostki… I tutaj Przybyłek daje niesamowicie czadu, bo wprowadza Czytelnika w tą pokręcona rzeczywistość, w tą ewolucję umysłu i pokazuje, jasno i dobitnie, że wszyscy dążą do jednego…

Opisy walki- świetne, kiedy Kytes, omawia przebieg przyszłej batalii, człowiek czuje się jak w grze. Wręcz dostrzega formację i sposób w jaki zostanie rozegrane starcie, no cudo.

Technologiczne świerzynki? Jest ich mnóstwo i każda, w swym prawdopodobieństwie, trochę przeraża; na mnie chyba największe wrażenie zrobiła babeczka, która postanowiła mieć małego człowieka, ale jedynie w świecie wirtualnym. Cały czas się zastanawiałam, czy niektóre, wypuszczane przez autora wstawki, mają za zadanie pokazanie mi, nie jak fantastyczny świat możemy mieć, a tak naprawdę, jak leniwy i koszmarnie egoistyczny jest rodzaj ludzki. Z drugiej jednak strony, czy nie pojawia się tu, to magiczne „skoro można, to czemu nie?”. Cóż, odbiór książki, zależy od każdego Czytacza, więc, pytanie pozostawię otwarte :)

Postacie? Dużo znajomych twarzy; Pauline, Anna, Kytes, (mój ulubiony) Lee Roth, Steffi, ale też cała masa nowych charakterów, które niezmiennie, zmieniają fronty i czasem, okazują się być kimś zupełnie innym niż nam się wydaje.

Zresztą, Autor, ma wielki talent w „dopieszczaniu” postaci i nadawaniu im cech, które sprawiają, że są bardzo rzeczywiste. Wojskowi, politycy, czy programiści, wszyscy mają zarówno wygląd jak i maniery w sposobie mówienia, czy bycia, które jasno wskazują na to jakie zajmują pozycję i czym się parają.

Bardzo dużo mamy też małych przerywników; pochyła czcionka, w różnych momentach historii, to krótkie wiadomości, reklamy, sprawozdania z gier. Dowiadujemy się z nich, jak odmienną od tej prawdziwej, czyli przeżywanej przez Aymore’a, rzeczywistość, „sprzedaje się” ludziom. Ale są w nich zawarte także, różne ciekawostki, które przybliżają nam świat w 2199 roku.

Torkilowi zdarzy się, podczas tej wyprawy, parę razy, lekko … zwariować. I tu, świetne zagranie Przybyłka, który po prostu, wraz z rozpadająca się psychiką, zaburza szyk słów, zdań, czy liter, tworząc w ten sposób wizualny obraz tego szaleństwa (ja sama miałam koszmarne poczucie niepokoju, że litery nie są na swoim miejscu! Ale wiecie… pedanci książkowi już tak mają :))

Akcja gna do przodu, w niesamowitym tempie i jeśli się gdzieś pogubisz, to no worry’s, bo w ostatnim rozdziale, wszystko poukłada się w jedną idealną całość i … może się okazać, że tak naprawdę, nic nie wiemy 😀

To świetna pozycja, pełna przygód i zagadek. Gdzie niebezpieczeństwo przeplata się z podnieceniem a świat roztacza obrazy, które zapierają dech w piersiach.

Technologia to przyszłość, ale, czasami, chcąc coś zmienić bądź ulepszyć, można w sposób nieodwracalny, zaburzyć rzeczywistość… a za każdą zmianą stoi jakiś „ktoś”. Pytanie, więc brzmi, co ten „ktoś” tak naprawdę chce osiągnąć i… kim naprawdę jest.

CzaCzytać!