Marcin Sergiusz Przybyłek „Zabaweczki”

Marcin Sergiusz Przybyłek Zabaweczki czaczytać Marcin Sergiusz Przybyłek „Zabaweczki”
Marcin Sergiusz Przybyłek „Zabaweczki” 4.33/5 (86.67%) Głosów: 6 s

Seria Gamedec, z tomu na tom, zaskakuje mnie coraz bardziej… Granica Rzeczywistości ujęła mnie wątkiem kryminalnym, Sprzedawcy Lokomotyw rozbudowali- nie, to złe słowo- obudzili we mnie uwielbienie dla SF a Obrazki z Imperium powaliły scenami batalistycznymi, które wgniatały w siedzenie…  Kiedy, więc, w końcu znalazłam czas, by w pełni posmakować Zabaweczki, byłam spokojna, wiedziałam, że pomimo tak potężnej objętości, nie będę się nudzić, no i miałam nadzieję na kolejne zaskoczenie 😉 A jak już zaczęłam, to wlazłam w klimat na całego i nie mogłam przestać czytać…

Garść najważniejszych informacji; cała przygoda zaczyna się od podróży Torkila na Gaję i zaginięcia statku Medusa. Pragnę zauważyć, że kiedy coś znika, to niezbędny jest ktoś, kto zajmie się, tego czegoś, odnalezieniem, a do tego, to już najlepiej nadaje się Gamedec! Bo któż by inny??

Fabuła jest świetna! Trzyma w napięciu, zaskakuje zwrotami akcji, płynnie zmienia lokacje i ma w sobie to coś co sprawia, że, wręcz nie można się od niej oderwać.

Postacie? Hmm… tu jest ciekawie. Bo tym razem, znanych nam bohaterów jest troszkę mniej. Cała opowieść opiera się może na trzech, czterech osobach, reszta tworzy tło. Jednakże, jest ten postaciowy minimalizm, bardzo trafiony.

Pewno, są walki i gigantyczne bitwy, ale tu także skupiamy się na postaciach wiodących; taki ciekawy klimat to wytwarza i pozwala się skupić na tym co czują, jak myślą, co nimi kieruje i przywiązuje nas to do nich jeszcze mocniej. Bardzo to jest zgrabnie wyważone.

Romanse? A jakże! Są! Tym razem prym wiedzie Lilith Ernal, którą przez większość czasu miałam ochotę zamordować, ale ocenę pozostawię Wam, bo zdarza się jej być sympatyczną i nieszczęśliwą i taką bardzo ludzką (wciąż jestem na nie 😉 ) …

Duże wrażenie, jak to w Gamedecu bywa, robi świat przedstawiony; kosmos, statki, roboty, czy choćby samozdejmowalne wdzianka; rozpisane świetnie i z dużą dbałością o szczegóły.

Emocji, rozterek, kłótni, „odejść”, powrotów; jest tu tego trochę i tworzy to równie ciekawe tło dla opowieści co same, jej, fantastyczne lokacje.

A finał? O mamo, wyjaśnienie wszystkich tajemnic i pytań… no to już jest jazda. Ale nie mam serca pisać tu czegokolwiek, bo no… no nie i już. Bo z tą książką jest tak, że czytając zbliżacie się do rozwiązania powoli, smakując wątki i dojrzewając do prawdy, którą Marcin Przybyłek zrzuca na Torkila i… na Was.

Muszę się jednak do czegoś przyznać; tak jak na początku recenzji napisałam Wam o tym co podobało mi się w poprzednich tomach, tak w Zabaweczkach najmocniej ujęły mnie rozmyślania :) Brzmi śmiesznie? Hm, powiedzcie to mojemu partnerowi, który prawie wyszedł trzaskając drzwiami po jednej z naszych dyskusji na temat tej książki :) Dlaczego? Cóż, Przybyłek stworzył serię SF i porusza w niej tematy trudne. Robi to jednak w genialny sposób, wplatając je w samą historię. Religia, genetyka, populacja, śmierć, filozofia… to jest tak wysublimowane i fajne, że aż chce się podjęcia dyskusji. Jestem głęboko poruszona starannością z jaką Autor przygotował się do napisania tej powieści. Sprawdzenia faktów, badań- bo to wszystko tu jest i wręcz się to czuje. A sam tytuł? Kilkakrotnie jest wyjaśniony i to w tak arcyfajny a zarazem straszny sposób, że no… czapki z głów. Chciałoby się, wręcz, zarzuć Was cytatmi.. o chorobach psychicznych, o tym kiedy rodzi się więcej chłopców a kiedy dziewczynek, ale nie można, bo to recenzja a nie sprawozdanie :) Pamietajcie jednak- naprawdę warto się wczytać i chwilę zastanowić nad tym co na której stronie się pojawia, bo smaczków jest tu wiele!

Polecam Wam tę niesamowita kosmiczną przygodę! Bo zostanie Wam w głowach na dłużej. Bo ma wiele do zaoferowania i przede wszystkim czyta się ją świetnie!

CzaCzytać… bo, może nieśmiertelność jest na wyciągnięcie ręki …