Marta Kisiel „Dywan z wkładką”

Marta Kisiel „Dywan z wkładką” 5.00/5 (100.00%) Głosów: 1

Każda opowieść ma swój początek. W Dywanie z wkładką wszystko zaczyna się od seksu i… lodówki. Nie jest jakoś straszliwie nieprzyzwoicie, ale jednak jak nic, winien wszystkiemu jest właśnie jest seks i to ten z głośnych, a jeśli nie winien to przyczynę wydarzeń późniejszych poważną stanowi. Żeby tego było jednak mało, kiedy ów problem, czy też przyczyna, znajduje swoje rozwiązanie, to pojawia się tytułowy Dywan z wkładką… Czyli Marta Kisiel napisała swoją pierwszą komedię kryminalną!

Na czele opowieści stoi rodzina Trawnych; Tereska, choleryczka o bujnych kształtach z umiłowaniem do kasztanków. Andrzej z tych spokojnych, opanowanych i do serca przyłóż flegmatycznych. Zoja- tu wystarczy jedno słowo- idealistka. Maciejka to natomiast fan minecrafta i wszystkiego co z łączem do neta związane, no i Mira… Ech Mira, filigranowa teściowa co to potrafi w asany, jogi, dżogingi i tak dalej, no i jak nikt potrafi wbijać niewielkie, acz dotkliwych szpileczki, swej synowej, przede wszystkim. Tak, Trawni to rodzina jakich wiele, ale jednak niezwykła- czyta się ich przednio i z często nawracającą myślą; „o, to jak u mnie” 😉

Fabuła z jednej strony prosta, czyli jest trup i szukamy mordercy. Z drugiej jednak zapętlona, bo trup może i jest, ale nie każdy o nim wie i się z tego robi niezwykłe poszukiwanie, nie tylko mordercy, ale i podejrzanych o mordercze myśli osobników; niedopowiedzenia, tajemnice i małe sekreciki miszmasz dają tu cudownie poplątany.

Dywan z wkładką jest przegadany. Długie, rozbudowane przemyślenia i opisy, mogą troszkę zmęczyć tych co lubią prosto i łatwo do celu, ale tych co takie pisanie lubią- skradną serca już od pierwszych słów.

Trochę osobistych wynurzeń teraz będzie, ale są niezbędne, więc tak; jako, że urodził mi się jakiś czas temu Mały Człowiek, to różne robię rzeczy żeby gadał z sensem (wiecie, typ szalonej matki co to rozmawia, nieustająco ze swym „latoroślem”, pomimo, że „latorośl” nic a nic nie czai, a jego głównym osiągnięciem, przy wtórze ochów i achów owej matki, jest wsadzenie sobie pięty w twarz). Znajoma pani logopeda poleciła, by Młodemu czytać wszystko, nawet to co czytam dla siebie; więc na pierwszy rzut właśnie Dywan poszedł i powiem Wam… No może i Młody zasypiał zwinięty w kłębek gdzieś pomiędzy mną a poduszką, ale co chwilę się budził bo chichrałam się jak potępieniec. Śmiałam się i przestać nie mogłam. Ta książka stanowi idealne połączenie mordu i komedii; nawet czytając o ciele, którego świeżość w związku z umarciem nie jest już, no… świeża, to Autorka opisuje tego ciała moment znalezienia w taki sposób, że najpierw oczka otwierają się z niedowierzaniem, by po chwili pozwolić paszczy rżeć do rozpuku, nawet przy karcącym męża spojrzeniu, bo dziecię zwinięte w kłębek się odwija i patrzy na matkę z przerażeniem.

Tak było u mnie i jestem przekonana, że u Was będzie podobnie, bo ta historia jest, po prostu, świetną rozrywką, odpoczynkiem i takim pozwoleniem na chwilę niczym nie ograniczonej radochy.

Dialogi to prawdziwe cuda. Cuda; jest w nich śmiech, sarkazm, ironia, ale też lęk o stabilność rodzinnych relacji, czy może raczej podejrzenie, że usiłowanie mordu ma tu gdzieś miejsce.

Jest bieganie, joga, ciężarki, sąsiedzkie kłótnie, Pindzia, spacery, zbieranie dowodów, przeprowadzka, wyprawy do Ikei… no wszystko jest co Wam się tylko wymarzy, a napisane tak fajnie, że jak tylko skończycie czytanie to Wam się marzyć będzie kontynuacja. Ja głęboką mam nadzieję, że jeszcze Trawnych gdzieś tam spotkam, a przynajmniej jeszcze o nich poczytam.

CzaCzytać, bo nigdy nie wiadomo na co się natkniecie podczas porannej przebieżki…

A wiecie? Tak sobie myślę, że może i ja pobiegam? Zaraz po skończonej maladze, zagryzionej kasztankiem i doprawionej tiki takiem… No tak o, dla zdrowotności :)