Martyna Raduchowska „Fałszywy Pieśniarz”

Są takie książki, które kształtują nasze upodobania; ja np. zaczęłam czytać, bo dostałam od mamy Mikołajki Sempe i Goscinnego. Utonęłam w fantastyce, bo gdzieś tam, po drodze, ponownie mama, podrzuciła mi Czarnoksiężnika z Archipelagu, potem była Norton, Lackey, aż niechcący nadziałam się na Stephena Kinga i zrobiło się strasznie… Na studiach, Przyjaciółka sprzedała mi Andrzeja Pilipiuka i tak zaczęła się polska przygoda, a jak już odpaliłam się na opowiadania, to rozpoczęłam wędrówkę po antologiach, aż trafiłam na Kochali się, że strach i stamtąd to już tylko kroczek do wyszukiwania poszczególnych Autorów w tym Martyny Raduchowskiej i w konsekwencji Szamanka od Umarlaków… Co Wam będę mówić; zakochałam się w tym pisania stylu, w Tekli, Gryzaku, Idzie i tym mroku, ociekającym humorem, smutkiem i sarkazmem równocześnie! Demon Luster natomiast, był wyczekiwany i stanowił idealny ciąg dalszy, a Fałszywy Pieśniarz… Fałszywy Pieśniarz to już jest (i piszę to z pełną odpowiedzialnością!) kapitalne dopełnienie dwóch poprzednich części, stanowiące jednakże, perfekcyjną, odrębną historię; ta powieść ma wszystko, ale podkreślam, wszystko, co dobra powieść (gatunku dowolnego) winna w sobie mieć.
Sama fabuła wciąga od pierwszego zdania, wątki zapętlają się, a akcja zaskakuje i to tak mocno, że wyrywające się, od czasu do czasu, z ust stwierdzenie jakieś mało eleganckie, czy np. krzyk taki, z tych niedowierzających, to zjawiska zupełnie normalne, bo przecież pewne są tylko śmierć i podatki… A, no nie, w żadnym wypadku nie możecie być tu pewni śmierci, więc przygotujcie się na nieustające niespodzianki!
W jednym z momentów to, żem się prawie pobeczała; nie, że delikatnie i uroczo pociągnęłam nosem, zacierając zgrabnie oka kącik chusteczką, tylko ryczeć i wyć mi się chciało w ten sposób okrutnie zasmarkany i smutno mi było tak straszliwie, jak już dawno, przy żadnej książce nie było…
Bohaterowie są fantastyczni i charakterni; pojawia się kilku nowych osobników, ale głównie bazujemy na sprawdzonych postaciach, które jednakże, okazuje się, mają przed nami jeszcze wiele tajemnic do odkrycia…
Dialogi skrojone pod konkretne postacie, pasujące do wydarzeń i akcji.
Elementy magiczne, czy te pośmiertne mają obłędny klimat; nie dość, że detale z jakimi Autorka opisała Agencję, czy jej działanie, pozwalają na pojawienie się myśli, że taka organizacja naprawdę mogłaby istnieć, to wszystko co związane z „drugą stroną” ma tak cudny posmak nostalgii pomieszanej z niezwykle plastycznie oddanymi elementami, że czytając przenosisz się w te lokacje, czujesz na twarzy wiatr, czy mroźny powiew… Raduchowska pisze w niepowtarzalny sposób- mieszając style, konwencje i bawiąc się treścią, co nieustannie mnie zachwyca i wprowadza w stan totalnego uwielbienia.
Są w Fałszywym… takie momenty, gdy nasze wyobrażenia o lubianych, czy też nie lubianych postaciach zmieniają się diametralnie. Najbliżsi potrafią kłamać, a ci których szczerze nie znosimy, nagle stają się sprzymierzeńcami (no może nie do końca, ale…). Siłą tej powieści jest też to, że Ida czy Kruchy, to ludzie mający niezwykłe zdolności i przygody, ale jednak ludzie i to tacy jak my; popełniający błędy, kochający, ufający nie tym co trzeba, czy kierujący się pobudkami mogącymi spowodować więcej szkód, niż dobrego…
Fałszywego Pieśniarza chce się czytać. Nie można się od niego oderwać i z każdym słowem, czy zdaniem chce się więcej; na jednej stronie ekshumacja, na drugiej problem z akceptacją w pracy, a na kolejnej ciotka, która choć martwa, to wciąż udzielająca dobrych rad…
To zarówno przygoda, jak i genialna powieść fantasy. To smutek mieszający się ze śmiechem i jedyni i niepowtarzalni bohaterowie.
ZaCzytajcie się w trzeciej części opowieści o Idzie Brzezińskiej i… Uważajcie o czym marzycie, bo czasem zdarzyć się może, że owe marzenia się spełnią, a wtedy, pozostaje jedynie od nich… uciekać.
CzaCzytać! CzaKoniecznie i CzaBezwględnie!!!