Mercedes Lackey „Trylogia Ostatniego Maga Heroldów”
Sługa Magii, Obietnica Magii, Cena Magii.
Te trzy książki to absolutny klasyk, mój początek przygody z fantastyką. I to taką prawdziwą fantastyką; pełną magii, niesamowitych stworzeń, romansów w tle i wszystkiego co w takich powieściach być powinno.
Głównym bohaterem jest Vanyel, dzieciak którego pragnieniem jest zostanie bardem. Niestety ma tatusia, którego głównym marzeniem jest by jego synowie byli barczystymi, przypakowanymi, polującymi na wszystko co się da, przepełnionymi testosteronem karkami, więc łatwo na początku nie ma. Udaje mu się jednak przenieść do przystani, gdzie za sprawą swojej cudownie gderliwej ciotki i przyjaciela Tylendela, zaczyna odkrywać w sobie nie tylko talent do muzyki, magii, ale także potrzebę bycia lepszym człowiekiem (tutaj temat znany i lubiany- nieznośny, bogaty, zapatrzony w siebie dzieciak staje się powoli fajnym facetem przekładającym dobro innych ponad swoje- klasyk :))
Mercedes Lackey potrafi zaszokować, więc nie liczcie na to, że wszyscy z bohaterów zostaną z nami do końca. Bawi się ich losami a każda zmiana na plus jest konsekwencją jakiegoś hardcorowego wydarzenia, straty i olbrzymiego bólu. No czasem po prostu masz ochotę rozryczeć się i zapytać czy cały ten syf naprawdę jest potrzebny? Czy, aż tak wielkie wyzwania, są niezbędne do przeobrażenia się w największego z wielkich Magów?? Cóż, gdy już przeczytacie wszystkie trzy części, nie będziecie mieć wątpliwości, że właśnie tak musiało być…
Każdy tom to inna przygoda, ale wszystkie tworzą jedną wielką część, więc nie można czytać ich oddzielnie.
Podążając za Vanyelem zmieniamy krainy, walczymy z różnymi rodzajami zła i spotykamy cała masę przerażających istot magicznych. Ale poznajemy też różne rodzaje magii, treningów i przyjaciół, którzy zawsze stawią się na wezwanie.
Na uwagę zasługuje tu fakt że każdy z magów ma swojego towarzysza, istotę ukrytą w ciele… konia, z którą łączy go niemożliwa do przerwania więź umysłów. Naprawdę niesamowity pomysł i Yfandes, towarzyszka Vanyela, jest po prostu jak wisienka na torcie- czuła, opiekuńcza, ale potrafi też w dosadny sposób okazywać swoje niezadowolenie, podejmowanymi przez naszego bohatera czynami, co prowadzi do zabawnych a często po prostu genialnych dialogów (no sami pomyślcie- każda myśl, każdy pomysł od razu ląduje w umyśle jakiejś innej osoby- tutaj konia- która wie co robicie, zamierzacie zrobić. Zero prywatności i jeszcze ta wizja, że zaraz ktoś was opierdzieli, bo macie potrzebę popełnienia jakiegoś małego grzeszku:)).
Główny bohater jest facetem i kocha faceta, więc to nie jest seria dla homofobów. Wydaje mi się jednak, że ta historia jest tak bardzo uniwersalna, że to zupełnie nieistotne czy ukochany głównego bohatera ma lub nie ma penisa, ważne jest jakim jest człowiekiem i jak pojmuje miłość.
Może i historia Heroldów z Valdemaru jest trochę naiwna, ale z drugiej strony, to wspaniała przygoda i myślę, że każdemu z nas, tak od czasu do czasu, przyda się poczytać o starciu dobra ze złem. A gdy dobro w końcu zwycięży i nastąpi szczęśliwe zakończenie, to gwarantuje, Chcecie tego czy nie, uśmiechniecie się od ucha do ucha, żałując jedynie, że to już koniec tej historii…
CzaCzytać!