Michał Gołkowski „Komornik III. Kant”
„Komornik to była bardzo dobra historia… a Rewers? Cóż, Rewers to już jazda bez trzymanki. To co Michał Gołkowski zrobił z tą powieścią, mogę porównać jedynie do czystej, niczym nieograniczonej, czytelniczej ekstazy, która trwa jeszcze długo po odłożeniu książki na półkę.”
To cytat z recenzji Rewersu. Powinnam napisać coś równie wzniosłego o trzeciej części, ale na razie, pięć minut po jej skończeniu, nie potrafię. Autor mówił, że wiedział jak to się skończy, że miał plan już od początku i, że dużo go to będzie kosztowało. I wiecie co? Nawet w najśmielszych snach, nie spodziewałam się, że skończy to właśnie tak… a jednak, cholera, zrobił to! I zrobił to naprawdę dobrze.
Tak sobie teraz myślę, że nie powinnam była recenzować każdej części osobno, tylko zająć się tym w całości, bo to jedna wielka historia końca świata, walki ludzkości o przetrwanie i powinno się to wszystko czytać razem, żeby móc przeżyć opowieść w pełni, nie zajmując się po drodze niczym innym. Ale, cóż, czasu nie cofnę, a i było na co czekać, więc nie ma tego złego
Nic to, jedziemy z koksem!
Kant płynnie kontynuuje drugą część. Zaczyna się mocno; wyjaśnieniem kwestii Maryam a potem już nieuchronnie prowadzi do największej bitwy pomiędzy… no właśnie, ludzkość, to za mało powiedziane. Dobro, też jakoś nie pasuje, może, więc, niech będzie- pomiędzy skazanymi na koniec, a tymi, którzy ten koniec sprowadzili.
Postacie są genialnie napisane. Każdy, ale to każdy zostaje w pamięci. Pomimo, że imiona, tak, różne od obecnie stosowanych, to jednak gdy tylko ktoś się pojawia, pamiętasz co zrobił, albo czego zrobić mu się nie udało. Bardzo charakterystyczni bohaterowie, niesztampowi i mocno nieoczywiści.
Dużo tu też różnych stworzeń magicznych, biblijnych i ogólnie rzecz ujmując fantastycznie niezwykłych. Demony, anioły, wiedźmy jest tu każdego po trochę i każdy ma swoją rolę do odegrania.
Sam świat? Cóż, trwa apokalipsa i nieustająco kojarzył mi się z najnowszym Mad Maxem Syf, brud i wszechogarniające zniszczenie, jednym słowem, sceneria idealna.
Fabuła; cudo. Po prostu genialna. To co Zek postanowił zrobić, po której stronie stanąć i o co tak naprawdę walczyć, no chapeau bas ! Szczerze mówiąc, ten facet, przeżył tak wiele, brał udział w gigantycznej ilości zwrotów akcji, cierpiał, świętował… teraz widzę, że to wszystko prowadziło do zakończenia, które Gołkowski stworzył po mistrzowsku, ale tak jakoś niespodziewanie i zaskakująco, że „fuck” nie wiem co napisać. No mocne to było straszliwie.
Tyle w tej książce takich mądrych tekstów. Wiem, że to fikcja, ale z drugiej strony, kiedy czytasz o tym czym jest religia i co stało się z jej „przywódcami”, to jakaś cząstka Ciebie, mówi Ci, no cholera, coś w tym jest. Coś takiego tu jest, że zaczynasz się zastanawiać… i wnioski do których dochodzisz, wcale a wcale Ci się nie podobają.
Autor, pomimo, mało sprzyjających okoliczności fabularnych, wpisał w powieść sporo humoru. Dialogi, okraszone, mocnymi przekleństwami, są po mistrzowsku wplecione w opowieść, więc tempo czytania, jest baaardzo szybkie.
Opisy wszelkich walk, dywersji, tortur, czy ostatecznej bitwy, bardzo obrazowe i krwawe. Mamy tu i te piękne potyczki, w których walczą prawdziwi mistrzowie i te w których liczy się tylko furia, wściekłość i to jak mocno wkurwiony jest jej uczestnik (wybaczcie słowo, ale przy tej książce, wszystko wolno).
Komornik to seria o tym, że nastał koniec świata. Że siła wyższa trochę sobie z tym nie poradziła i wynajęła ludzi do pomocy. Że ludzie są różni i różnie na ten koniec zareagowali. Że część się wkurzyła. Że była masakryczna rozpierducha i, że czasem dobrze się zebrać do kupy i tłuc o swoje… a może jednak nie ? Ten ostatni punkt, ocenicie sami na stronie 445.
A ja ? Odczuwam trochę pustkę, bo coś dobrego właśnie się skończyło. Bo kolejnej części już nie będzie i trochę mi z tym ciężko. Wiecie, to koszmarne poczucie, że na kolejną powieść, która tak hardcorowo wedrze mi się do umysłu i będzie tam wyczyniać różne niestworzone rzeczy z moimi, już i tak pokręconymi myślami, przyjdzie mi trochę poczekać. To poczucie, wcale a wcale miłe nie jest
Kant– genialne zakończenie, genialnej trylogii. Polecam mocno, bo to nie historia jakich wiele. Jest tworem szalenie, cudownie popieprzonej wyobraźni Autora w której apokaliptyczne wizje mieszają się z prawdą o tym jacy naprawdę jesteśmy.
CzaCzytać, bo… koniec już blisko !