Michał Gołkowski „Powrót”
Taki ze mnie był fan S.T.A.L.K.E.Ra jak z kozi dupy… no, w każdym bądź razie, fan, ze mnie był żaden Kiedy jednak dopadła mnie Pani Kanicka i jej Bagno Szaleńców, coś „pykło” i ruszyła maszyna… Ja wiem, wiem, ojcem całego tego bałaganu jest Gołkowski. I wiem, że zaczynać tak od końca to jakiś koszmar, ale szczerze mówiąc, po przeczytaniu Powrotu, żadne, ale to podkreślam, żadne zasady mnie nie obchodzą, a fakt, że nie miałam w rękach poprzednich części, również w niczym nie przeszkadza.
Dlaczego? Cóż, po prostu, że tak prawie zacytuję za Autorem- „przerywałam lekturę i mówiłam: „O rany, ależ to jest dobrze napisane!”
Jestem pod olbrzymim wrażeniem. Wszystko tu do siebie pasuje. Wszystko gra tak jak powinno. Fabuła, płynna i logiczna. Zwroty akcji, zaskakujące w ten przyjemny, niewymuszony sposób. Każde słowo, każdy przecinek na swoim miejscu. Brak jakichkolwiek wkurzających momentów.
Bohaterowie dopracowani do granic możliwości i wrzynający się mocno w pamięć. Dialogi dopasowane do postaci i sytuacji. A świat przedstawiony? Dokładnie tak samo skażony jak całe moje ja po skończonej książce- teraz muszę, ale to MUSZĘ wrócić do tego uniwersum. Nie ma innej opcji.
A o czym to w ogóle? Cóż, Misza czuje zew- Zona wzywa. Trochę mu w tym wezwaniu ludź, wykrwawiający się na wycieraczce, pomaga, ale właściwie tak mocno w nim ta Zona siedzi, że myślę sobie, że i tak by tam wrócił, nawet bez umierającego, dawnego towarzysza. No, ale dobra- wyrusza, poznaje ekipę, nadaje ksywy i zaczyna się hardcore…
Spotkania dawnych przyjaciół, nowych postaci, misja, cel podróży, relacje; takie to jest wszystko dobre, takie z sensem i na swoim miejscu. Nie można nie dowiedzieć się jaki będzie koniec. Nie można nie podziwiać tych zniekształconych stworzeń, pokręconych ludzi i tych zdarzeń, które tę opowieść napędzają. Są tu takie takie momenty, które wręcz się smakuje. To spojrzenie na świat, na przetrwanie, na dziwaczną rzeczywistość… cudo.
Walka? Jest.
Śmierć z całą gamą różnych twarzy? Jest.
Sonia? Jest, chwyta za serce i puścić nie chce.
Spotkanie nowoczesnych „wspomagaczy” przetrwania, cała technologia i zmiany jakie zaszły na tej skażonej ziemi, wpadają na Miszę, który czuje to inaczej. Wciąż uczy tego świata i jest w tym wszystkim totalnie staromodny a jednak nadal skuteczny i na swoim miejscu.
Zdarzają się momenty zabawne, jest i nostalgia, smutek, sex, ale przede wszystkim jest dobra historia. Aż sama jestem zdziwiona, że wzięło mnie tak bardzo. Że ten Autora warsztat, akurat przy tej książce, zrobił na mnie tak duże wrażenie. Bo wrażenie robił zawsze, ale teraz jakoś inaczej; tym razem, nie pomysł mnie ruszył a to jak przelał go na papier… Brzmi sensownie? Mam nadzieję 😀
Michał Gołkowski dobrym pisarzem jest. Jego pisanie uzależnia, robi człowiekowi dobrze i utrzymuje w jakimś takim narkotycznym uniesieniu od pierwszej do ostatniej strony, by na na koniec porzucić na totalnym książkowym głodzie… i nic, tylko chce się więcej.
Przeczytajcie koniecznie i to bez względu na to jakie gatunki literackie Wam w duszy grają, bo Powrót jest świetny. To opowieść o człowieku, wyprawie i Zonie… tak mrocznej i niebezpiecznej a równocześnie, tak mocno wgryzającej się w człowieka, że nie można tam nie wrócić…
CzaCzytać.