Miroslav Žamboch, „Czas żyć, czas zabijać”

Miroslav Žamboch, Czas żyć, czas zabijać Miroslav Žamboch, „Czas żyć, czas zabijać”
Miroslav Žamboch, „Czas żyć, czas zabijać” 4.33/5 (86.67%) Głosów: 3 s

„… zapytam cię raz jeszcze i jeśli mi nie odpowiesz, po prostu cię zabiję…” ten cytat to kwintesencja książki. Żeby było jasne, główny bohater nie mówi tego grożąc, tylko stwierdza oczywisty fakt. Bo taki właśnie jest Bakly, pewny siebie, swojej siły, oszczędny w słowach i aż do bólu praktycznie podchodzący do życia.

Jeżeli potrzebuje pieniędzy, to je zdobywa; obijając mordy w knajpianych turniejach. Jeśli ktoś go okradnie, odbiera co jego. Kiedy złoży obietnice, to jej dotrzyma, choćby druga strona, już dawno gryzła piach. Gdy ma zlecenie, to się z niego wywiąże. Zabijać; zabija, ale nie torturuje…

Spodobał mi się, bo nie jest ślicznym, napakowanym chłopczykiem, który wspina się po ścianach i powoduje głośne westchnienia okolicznych niewiast… Jest, za to wielkim, paskudnym facetem, który robi co trzeba i żyje tak a nie inaczej.

Czas żyć, czas zabijać to zbiór kilku opowiadań o dziejach wyżej wymienionego. Žamboch napisał to wszystko fajnie, zmieniając czasem narratorów i zachowując ten prosty styl, który powoduje, że bardzo szybko się to czyta. Dialogi spójne, świat przedstawiony dopracowany, dobrze zarysowani i wtopieni w fabułę bohaterowie i jeszcze otulający to, klasyczny, klimacik fantasy, no wszystko jest na swoim miejscu, ale…

No właśnie, jest małe ale; czytam sobie jedno opowiadanie- napięcie rośnie, postacie zbudowane super! Idą, walczą, intryga się zagęszcza, pojawia się magia, jakieś stwory, pustynia, pragnienie, paaaskudne praktyki i … dupa. Koniec. A ja nic a nic nie rozumiem. Żeby nie było, tylko jedna z opowieści przyprawiła mnie o takie dziwne doznanie, po którym musiałam przeczytać ostatnie dwie strony jeszcze dwa razy, żeby zrozumieć co właściwie się stało, ale jednak miało to miejsce! No, żesz jasna popielata! Tak się nie robi!

Autor genialnie stopniował napięcie i na końcówce, coś się zepsuło; ale tak jak napisałam, tylko w jednym opowiadaniu. W pozostałych, wszystko cacy; rośnie, rośnie i… wybucha, lub… bardzo płynnie idzie do przodu, nie zaskakując, ale zmierzając do właściwego zakończenia.

Wiele z tych historii, ma mocno sztampowe i już oczytane przebiegi, ale dzięki temu, że Bakly robi, rzeczy, których żaden normalny człowiek, raczej by zrobić nie zdołał, to jednak jakoś to nie przeszkadza. Myślę, że to zasługa dobrego pióra Žambocha, który, po prostu, ma talent do wciągania w swoje pisanie. Jest i czas na śmiech, na ostrą nawalankę, na spisek i chwile grozy. Więc, to bardzo dobry sposób na odstresowanie, bądź spędzenie czasu na lekturze, która jest, po prostu, przyjemna.

Czy będziecie mieć po Czas żyć, czas zabijać książkowy syndrom odstawienia? Nie, ale, za to, będziecie mieli ochotę poczytać o kolejnych przygodach Baklyego.

Jestem już klika dni po lekturze, ale niektóre z opowiadań wciąż siedzą mi w głowie! A to jak nic oznacza, że jest, co najmniej, nieźle :)

Pomordujcie, posiłujcie się na rękę i zapłaćcie za dzban wyskokowego trunku… a, coś czuję, że nabierzecie ochoty na powrót do tego świata… Ja wrócę na pewno :)

CzaCzytać!