Paul McAuley „Cicha Wojna”
Autentycznie koszmar. Czytać się tego nie da…
O czym jest? Cóż (postaram się krótko i zwięźle, żeby za bardzo Was tą pozycją nie męczyć), praktycznie cały czas wszyscy gadają o wojnie. Nic, tylko, będzie wojna, wojna jest nieunikniona, nie będzie wojny, wojny nie da się już powstrzymać i tak bez końca i cały czas, żeby nie napisać bla bla bla….
Myślałem, że nie dotrwam, naprawdę…
Co jeszcze? A no tak: bohaterowie. Co by tu o nich powiedzieć? Hmm, no więc, jest ich „w kij” dużo, ale 90 procent pojawia się na około pół strony. Cały czas, ktoś nowy, bez przeklętej historii, totalnie nic. Koszmar.
Dwie główne bohaterki są irytujące do granic możliwości. Jedna nie chce nikomu pomóc. Czemu? Bo nie!!! Jest poważna i niezależna, ale nawet jak dostaje propozycję jakiegoś głupiego wywiadu to się nie zgadza. Druga to jakaś super ważna biolożka, która myśli, że jest uwikłana w jakąś mega tajemniczą intrygę. Zabija jakiegoś gościa, bo… w sumie nie wiem. A, nie, przepraszam, bo tylko tak się uratuje. Choć nigdzie nie zostało wyraźniej zarysowane, dlaczego…
Jest jeszcze całkowicie bezużyteczny wątek pilota. W skrócie i choć wiem, że nie powinienem zdradzać Wam, aż tyle, to jakoś tym razem, wyrzutów sumienia nie mam żadnych: pilot zostaje wybrany do jakiegoś super ważnego programu, mającego za zadanie ulepszyć jego umiejętności. No więc, wraca fantastyczny i „naumiany”, po tym całym programie, lata sobie i lata a potem… ginie. Koniec. Niby coś tam się przyczyniło, to jego latanie, do zaognienia konfliktu, ale i tak okazało się to później bez znaczenia.
Jaką, kolejną „wadę” jeszcze Wam opisać?
Opisy. Wszędzie. Są po prostu wszędzie. Jakieś przewroty, organizmy próżniowe i inne wspaniałe rzeczy. Tylko, że po stu stronach, praktycznie samych opisów, ma się już tego po prostu dość.
Nie ma też klimatu. Nic, brnąłem przez tekst i brnąłem i szło mi to straszliwie
mozolnie. To była prawdziwa mordęga. Ledwo co udało mi się to przeczytać. Akcja jest straszliwie wolna, nic tu nie gra.
Okładka też paskudna.
Co jeszcze? Przez prawie całą książkę mówią coś o jakichś straszliwych rzeczach, ale nie raczą wyjaśnić o co chodzi. Bo po co?
Nie wiem, co jeszcze mogę napisać… Jestem na świeżo po przeczytaniu i mój mózg paruje.
Odradzam, kategorycznie odradzam, czytania tego barachła (wiem, jestem potworem, ale inaczej się nie dało!)
Daję jeden na dziesięć. Koszmar.