Paul McAuley „Ogrody słońca”

Paul McAuley Ogrody słońca Czaczytać Paul McAuley "Ogrody słońca"
Paul McAuley „Ogrody słońca” 4.00/5 (80.00%) Głosów: 2 s

Poprzednia część cyklu Cicha wojna nie była dobra. Nie była nawet nawet średnia. Szczerze mówiąc, była jedną z gorszych książek jakie czytałem. Ale z jakiegoś, bliżej niezrozumiałego dla mnie powodu, sięgnąłem po część drugą tj. Ogrody słońca i dzięki niech będą, wszystkim możliwym czytelniczym bóstwom, było nieco lepiej.  Paul McAuley poprawił kilka błędów, ale i tak po przeczytaniu pozostał duży niedosyt…

Akcja książki zaczyna się krótko po zakończeniu Cichej Wojny. Trzy ziemskie mocarstwa zaczynają plądrowanie zasobów Zewnętrznych, a bohaterowie znani z poprzedniej części, próbują się jakoś odnaleźć w nowej sytuacji i wcale a wcale nie są z niej zadowoleni; Loc Ifrahim prawie nic nie zarobił, Macy Minnot uciekła głębiej w kosmos, a Sri Hong- Owen usiłuje znaleźć wielką guru genetyczną; Avernus. Ich historie co jakiś czas się przeplatają, łącząc ważne wątki.

Niestety, nie czyta się tego za przyjemnie. Trzeba usiąść, przeczytać jak najwięcej „na raz”, bo później naprawdę ciężko wrócić do lektury. Styl jest nieco toporny, czasami irytuje przesadną pompatycznością i bezwzględnym podziałem ludzi i frakcji na tych złych i dobrych. Niektórzy bohaterowie, czy wydarzenia, mają oczywiście potencjał do zaciekawienia Czytelnika, ale najczęściej, po chwili, stają się płytkie i monotonne.

Coś nie gra też z samym tłumaczeniem, bądź korektą… Zdania, bywają, złożone niepoprawnie i jest to dość irytujące. Ale jednak, najgorsza ze wszystkiego jest litera T, która raz na jakiś czas napisana jest jakąś dziwną czcionką; wybijała mnie  z opowiadanej historii i straszliwie drażniła (tak, jestem w kwestii wydania pedantem i nic nie mogę na to poradzić… szczerze mówiąc, nawet nie zamierzam :) ). Tym bardziej, że nie wiadomo po co ona jest.

Trzeba też wspomnieć o kiepskich momentach akcji. Wydarzenia najważniejsze fabularnie są pokazane płytko, nieinteresująco i pobieżnie, tak, że czasami trzeba się cofnąć kilka stron, żeby w ogóle zrozumieć dlaczego bohaterowie znajdują się w takiej a nie innej sytuacji…

Autor miał, też, czasem ciągoty do niepotrzebnych i sztucznie wydłużających książkę rozważań filozoficznych i dość… hmm… ciekawego stylu wyjaśniania trudnych zagadnień technicznych, a mianowicie, tłumaczył wszystko, wrzucając jak największą liczbę niezrozumiałych dla zwykłego Człowieka specjalistycznych słów i wyrażeń. Rozumiem, że to science- fiction, ale przez takie zabiegi, książkę, czytało się bardzo ciężko.

Zdarzały się, też w Ogrodach słońca, lekkie modyfikacje stylu, ale to akurat na plus! Na plus, także, tzw. „burzenie czwartej ściany”, które pojawiło się w pewnym momencie powieści. Zmiana prowadzenia narracji to ciekawy zabieg i daje nam chwilę na zainteresowanie się tematem na nowo, jeśli jest takowy temat, ciężki do zmęczenia…

Podsumowując; jest lepiej, widać lekką poprawę stylu, ale i tak pozostaje dość sporo do poprawy. Zagorzałym fanom SF może się spodobać, jeżeli będą wystarczająco wytrwali i nie dadzą się wykończyć, ciągnącym się w nieskończoność, opisom :)

Można Czytać… ale nie trzeba…