Peng Shepherd „Księga M”

Peng Shepherd „Księga M” 4.80/5 (96.00%) Głosów: 5 s

Z czym kojarzy mi się postapokalipsa? Hmm… no na pewno z Uniwersum Metro, to bezsprzecznie mój numer jeden, ale tak filmowo, mogłabym dodać do tego jeszcze Mad Maxa, albo Wodny Świat z nieśmiertelnym Costnerem… Peng Shepherd podarowała mi, jednakże, coś zupełnie nowego, nowy numer jeden- nową wizję apokalipsy, jak również świata po niej, która teraz nie może wyjść mi z głowy!

Księga M nie jest w odbiorze jakoś wybitnie łatwa, ale niesie ze sobą tak ogromną dawkę melancholii i piękna, że chce się ją czytać, a potem o niej rozmawiać i wciąż i wciąż, wyciągać na światło dzienne każdy z kolejnych, niezwykłych wątków czy smaczków… Nieustannie się chce!

Hemu Joshi traci cień- niby nic takiego- powiecie, ale on wraz z utratą cienia, stopniowo zaczyna tracić, również, wspomnienia… a za nim, zapominać zaczynają kolejni…

Historia jest wielowątkowa, bo mamy w niej kilku głównych bohaterów, którzy to dążą do, z pozoru, różnych celów, ale których drogi w końcu gdzieś tam się przeplatają. Jest, więc i para zakochańców, człowiek, który nie pamięta (ale ma cień), łuczniczka i wiele innych pobocznych postaci, które nadają tej historii niezwykły i jedyny w swoim rodzaju klimat. Postacie są charakterystyczne i pamięta się je jeszcze długo po skończonej lekturze.

Autorka nie tylko ukazała, jakieś takie dziwne, piękno w tym zapomnieniu, ale również to kim stają się ludzie wspomnień pozbawieni; różnorodność reakcji na tę dziwną i niesłychanie trudną sytuację jest przeogromna i widać, że w zebraniu tego w jedną logiczną całość, Sheperd nie tylko wykazała się skrupulatnością, ale także znajomością natury ludzkiej, która to, bywa, niesamowicie pokręcona…

Fabuła spójna i dopracowana, nie byłam w stanie złapać Autorki na żadnym logicznym bublu, a ta wielowątkowość, aż się o pomyłki prosi- świat i sama historia są obszerne i prowadzą do finału, który nie dość, że ma kilka poziomów to z każdą chwilą i każdym nowym odkryciem, nie tylko, zaskakuje coraz bardziej, ale także… zmusza do myślenia.

Element fantastyki nieoczywisty i zakamuflowany, ale bardzo w punkt. Jest również miejsce na religię, oraz wierzenia, które to otulają Księgę M i dodają jej niezwykłego charakteru.

Sama opowieść nie nudzi, ale jest trudna, bo trudnych tematów dotyka; czasem można odczuć lekkie zagubienie, ale po chwili wraca się na główny tor. Myślę, że to język jakim książka jest napisana nadaje jej taki a nie inny ton. Ale to dobrze, nie wyobrażam sobie, ze mogłaby to być powieść łatwa i przyjemna- straciłaby wtedy cały swój urok… Tak to już jest, że nad tym co dobre, trzeba czasem troszkę mocniej popracować.

Jest tu miejsce na miłość, przyjaźń i poświęcenie, ale także na fanatyzm, szaleństwo i brutalność… To niesamowite do czego rodzaj ludzki jest zdolny i jak bardzo się od siebie różnimy.

Księga M to jedyna w swoim rodzaju postapokaliptyczna opowieść o tym kim jesteśmy, gdy zabraknie nam wspomnień, ale także o tym, ile jesteśmy w stanie poświęcić, by je odzyskać, lub… ochronić naszych bliskich.

A ty? Z jakiego wspomnienia mógłbyś zrezygnować, by odzyskać tę/ tego, który/ra jest jest teraz z Tobą?

CzaCzytać! CzaPamiętać…