Rachel E. Carter “Czarny Mag. Adeptka”
Gdy zaczynasz czytanie nowej serii, to niepokój miesza się ze zniecierpliwieniem. Trzeba czekać na premiery nowych tomów, a owemu oczekiwaniu towarzyszy ekscytacja (przecież, już się człowiek z nowymi bohaterami zdołał zaprzyjaźnić!), ale jest też ten lęk, że kolejna część może nie być tak dobra jak pierwsza, lub, pójdzie w stronę, która nas rozczaruje…
Frakcja bojowa to brzmi dumnie! Ryiah nie dość, że się do niej dostała to jeszcze na dodatek zrobiła to w niesamowitym (żeby nie napisać niebezpiecznym) stylu, ale to już wiecie, po lekturze Pierwszego Roku… Teraz pytanie brzmi, jak, nasza krnąbrna bohaterka, poradzi sobie dalej… no bo wiecie- dostać się to jedno, a przerwać? Przetrwać to już zupełnie inna sprawa
Rachel E. Carter w drugim tomie serii Czarny Mag, przedstawia nam kilka lat (!!) edukacji młodej adeptki, dzięki czemu, akcja mknie do przodu niezwykle szybko. Co dobrego dostajemy? Przede wszystkim pojedynki i walki; są przedstawione niezwykle realistycznie i podkręcają klimat swoim dynamizmem. To taki element, który zasługuje na wyróżnienie, bo nie dość, że się sprawdza to i sam sposób używania magii jest nowatorski i ciekawy (magia z bólu, ostateczna magia- to majstersztyk).
Podobało mi się też pokazanie, że bez względu na to gdzie się urodziłeś, to jeśli tylko zaciśniesz zęby, zmierzysz się z ludźmi, którzy patrzą na Ciebie, jedynie przez pryzmat społecznych warstw, to możesz osiągnąć wszystko. To dobry przekaz dla młodych i tych, nie mających wiary we własne siły, Czytelników.
Niestety, pomimo, że poznajemy większy kawałek świata przedstawionego, że wchodzimy w politykę (sukcesja, pieniądze, układy; uwielbiam te klimaty), to niestety 90% fabuły podporządkowanej jest wątkowi romansowemu, który na początku się sprawdza, ale im dalej idziemy, tym bardziej, męczący się staje. Ciągłe zmiany zdania, zastanawianie się nad tym, kogo wybrać i dlaczego, spychają postać Ryiah do dziewczątka, którego jedynym problemem jest facet… A przecież można było bardziej wejść w wątek brata żołnierza, dać nam posmakować różnych rodzajów szkoleń, zapętlić spiski, których zaczątki już się delikatnie tliły… Niestety, potencjał nie został wykorzystany. Miałam wrażenie, że każdy najmniejszy smaczek, czy problem skończy się na Darrenie, lub Ianie- tak, tak, tym razem jest ich dwóch… Kocha? Nie kocha? Lubi? Wybaczy? Wykorzysta? Poślubi? I tak na okrągło… Szkoda, bo pierwszy tom czytało mi się bardzo przyjemnie a Adeptkę musiałam troszkę zmęczyć…
Ale! Nadzieję daje mi zakończenie, które sugeruje, że wejdziemy w trzecim tomie, na zupełnie inny poziom. Jeden, miłosny problem, już się rozwiązał, więc teraz można będzie skupić się na czymś mocniejszym- może wojna? Może zdobycie wyższej pozycji? Coś jest na rzeczy, a Autorka udowodniła, że potrafi stworzyć ciekawy świat i interesujących bohaterów; teraz tylko pozostało jej dobranie odpowiednich przygód i naprawdę mocno trzymam teraz kciuki, żeby się to udało…
Po trzeci tom sięgnę na pewno, bo, bez względu na wszystko, jestem ciekawa co będzie dalej, jak potoczą się losy Ryiah i… jak wiele bólu, jeszcze, sobie zada by zdobyć to o czym marzy…