Sarah J. Maas, Dom Ziemi i Krwi. Księżycowe Miasto. Tomy I, II
Nosz takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, tzn., oczywiście wiedziałam, że będzie przyjemnie, bo to przecież Sarah J. Maas, ale, że, aż tak przyjemnie będzie? Wow!
Wyobraźcie sobie, że siedziałam w parku i chichotałam do książki… Na głos, nie w myślach- NA GŁOS! Żeby tego było mało, im bliżej końca byłam, tym nerw we mnie wzrastał większy, bo widmo czytelniczego kaca zbliżało się nieuchronnie! No to przeciągałam każde zdanie, każdą stronę, ale ileż można
Tomy Księżycowego Miasta Domu Ziemi i Krwi są dwa i są dość pokaźne; łącznie to ponad tysiąc stron dobrego urban fantasy. Zaczyna się troszkę przyciężko, bo Autorka, jak zresztą któraś z recenzentek zauważyła, mocno skupia się na walorach cielesnych głównej bohaterki. I rzeczywiście gdy nasty raz pojawia się temat ponętnego tyłka, to już się troszkę ulewa, ale jak się przez te krągłości przebrnie i gdy już dojdzie do tego „co doszło”, to akcja rusza. Idąc przez jedynkę powoli, ale intrygująco, w części drugiej, nabiera już takiego rozpędu, że o zatrzymaniu się nie ma mowy. Wątki skręcają się i wiją nieustająco, doprowadzając osobę czytającą to do stanów depresyjnych, to do wybuchów ekstatycznej radości. A dodatkowo powieść jest z tych, co to sobie myślisz- wiem już co się wydarzy- i nagle bum, jak obuchem w łeb, pani Sarah radośnie powrzaskuje „a takiego!” przekręcając akcje, nasze wyobrażenia i inne takie, o stopni kilkaset!
Bardzo dynamiczna fabuła, bo choć opiera się na poszukiwaniu mordercy, to w miarę upływu czasu, pojawiają się kolejne zagadki, „ciała”, artefakty, czy magiczne stwory maści wszelakiej i to wszystko cudownie rozplanowane na mapie miasta i wynikające z przynależności do konkretnego miejsca w społeczeństwie.
Imprezowy styl życia wiodących postaci jest bardzo na miejscu. Nareszcie to nie ugrzecznione dziewczę nam się przez kolejne strony niczym nimfa delikatnie przeistacza w dorosłą kobietę, tylko prze do przodu zwierz taki, co to zalicza imprezy, facetów i po prostu się bawi… do czasu oczywiście. Nie ma tu jednak miejsca na stereotypy, bo szufladkowania Maas chyba nie lubi i burzy nasze wyobrażenia o kolejnych bohaterach co kilka stron.
Nie mogę nie napisać nic o wątku romansowym, bo jest, nie będę ukrywać, świetny. Napięcie seksualne w Księżycowym Mieście to jakby opowieść w opowieści. Autorka tak podkręca historię pomiędzy głównymi postaciami, że się człowiek w pewnym momencie łapie na tym, że ma w głębokim poważaniu kto kogo zamordował, czy jakie moce ma ten czy tamten; interesuje Cię tylko- kiedy oni w końcu pójdą do łóżka i czy będą razem I skoro ja, czyli zagorzały anty-romansideł jestem na tak, to znaczy, że jest naprawdę fajnie
Styl pisania z tych przyjemnych i lekkich od których trudno się oderwać. Dialogi fantastycznie prowadzone, dopełniające konkretne osobniki, czy sytuacje. Magia różnorodna i niesztampowa. Świetna przygoda, klimatyczna zagadka, obłędny romans. Postacie jedyne w swoim rodzaju bo i wróżki i anioły i chimery i jeszcze wiele, wiele innych, no i te interakcje między nimi… A co ja Wam tu będę; przeczytajcie koniecznie, bo jest świetna i jeszcze finałową „potyczkę” ma genialną (długą, rozbudowaną, a niech będzie- epicką )!
Zastanawiam się tak teraz, zupełnie bez powodu… Ile może zająć napisanie kolejnych części… Bo będą?? Prawda?? PRAWDA?????
CzaCzytać! BardzoCza!!!!