Simon Beckett „Niespokojni zmarli”
Simon Beckett, autor, który pisze jedyne w swoim rodzaju kryminały. Cała seria o Davidzie Hunterze jest po prostu świetna; bardzo realistyczna, przygnębiająca i napisana z punktu widzenia, nie kolejnego detektywa a kryminologa- antropologa, doktora, który rozwiązuje sprawy, badając stan rozkładu, czy jakieś straszne żyjątka, które toczą ciało po mniej, lub bardziej makabrycznej śmierci…
Wszystkie wcześniejsze powieści Becektta, objętościowo, były cóż, malusie, ale za to treść?! Każde słowo na swoim miejscu, budowanie klimatu, postacie, każdy element idealnie wpasowany w fabułę. Np. Rany Kamieni to jest po prostu majstersztyk; zagadka goni zagadkę, nie wiesz nic o nikim (koniecznie do przeczytania!)- króciutka a idealna 😀
Kiedy w moje ręce wpadli Niespokojni Zmarli, zdziwiłam się, że książka jest tak gruba… no i, cóż, nie wyszło jej to na dobre. Bo pomimo, że „zwłoki” pojawiają się dość szybko to tak gdzieś do 160 strony książka trochę męczy… jakby ten początek był takim niezwykle długim, nieudanym wstępem; ani klimatu, ani tego czegoś co charakteryzuje Becketta… strasznie się ciągnęło i nagle… akcja zaskoczyła i już później szło z górki; w starym, dobrym stylu… Nie powiem, odetchnęłam z ulgą
Pozwólcie, że pominę ten nieszczęsny początek i zajmę się resztą; a reszta jest już bardzo dobra.
Fabuła jak najbardziej kupy się trzyma; David Hunter dostaje zlecenie i wyrusza do małej, zalanej różnymi, wodnymi przypadkami mieścinki by pomóc przy wyciągnięciu, będących w dość kiepskim stanie, zwłok… później sam troszkę się podtapia, dzięki czemu zostaje wciągnięty w całą historię…
Jest zagadkowa śmierć, zaginięcie, nieszczęśliwa miłość i trochę szaleństwa. Są rodzinne niesnaski i sama okolica, która w jakiś dziwny i tajemniczy sposób nadaje opowieści mroczniejszego klimatu. Może to właśnie te przemoczone, szare, deszczowo- odpływowe klimaty? Nie wiem, ale jak nic, sprzyjają popełnianiu wszelakiego rodzaju mordów 😀 Małe, powoli dogorywające, miasteczko gdzie wszyscy się znają i wszystko o sobie wiedzą… no sami przyznajcie, sceneria wprost idealna!
Ach, no i kobieta, nie oczywista i tajemnicza, dokładnie taka, jaka powinna towarzyszyć głównemu bohaterowi.
Akcja zgrabnie idzie do przodu. Wątki są logicznie powiązane i nie ma się kompletnie do czego doczepić. Im bliżej końca tym książkę trudniej odłożyć a samo zakończenie jest genialnie niespodziewane; co chwile miałam kolejnego podejrzanego.
To dobry kryminał, tylko trzeba dać mu szansę i przebrnąć przez to pierwsze sto kilkadziesiąt stron. Jestem święcie przekonana, że nie jest to ostatnia historia z Hunterem… i znowu się komuś narazi, to pewne! Mam jednak nadzieję, że tym razem Autor wróci do początków i zaserwuje nam krótką, idealną historię o morderstwach, co do której nie będę miała żadnych zastrzeżeń.
Dla fanów serii to pozycja obowiązkowa.
Dla tych co dopiero zaczynają; wracać do początku i czytać po kolei.
Bądźcie dzielni i dajcie tej książce szanse… bo warto; im dalej, tym mocniej i lepiej!