Stephen King „Uniesienie”

Stephen King Uniesienie Czaczytać Stephen King „Uniesienie”
Stephen King „Uniesienie” 4.75/5 (95.00%) Głosów: 4 s

Myśląc o Stephenie Kingu, w głowie, od razu, pojawia mi się wizja gigantycznej, przynajmniej 500 stronicowej książki o czymś, mniej lub bardziej, strasznym. Taka wizja, która powoduje, że, minimum raz na godzinę, będę się zastanawiać czy to już jest ten moment, gdy należy ukryć się pod kocykiem, toby nic mnie nie zeżarło, albo nie daj Boże, nie oderwało jednej z mych kończyn…

A tu dostaje, do łap swych, Uniesienie, które ani nie jest grube, ani tym bardziej straszne a za to ma obrazki i pokręconą, zmieszaną z oczekiwaniem na niewiadome, radość, która sprawia, że patrzę na Mistrza zupełnie inaczej.

Scott Carey chudnie, choć nie, on nie chudnie, on systematycznie traci na wadze, ale wciąż wygląda tak samo. Co jeszcze ciekawsze, bez względu na to czy waży się w ubraniach, z kotem pod pachą, hantlem w dłoni, czy też totalnie w opcji „nude”; to waży tyle samo! No, chyba, że następnego dnia, bo wtedy waży już mniej…  i wiecie, jak się tak na wadze traci sukcesywnie i ciągle, to może się to skończyć, no właśnie, jak?

Ale nie martwcie się! Nie jest to historia samotnego, tracącego na wadze faceta, który siedzi i myśli jak się owego dziwnego stanu pozbyć, tylko opowieść o tym, że jak pies narobi na trawnik sąsiada, to może to być początek interesującej znajomości. Jest także, owo Uniesienie, o biegu Indyka (w którym udział Scotta przynosi wielkie zmiany w małym miasteczku), o dobrym jedzeniu, rozkręcaniu biznesu a przede wszystkim o relacjach z przyjaźnią na czele.

Uniesienie jest dobrze i, zgodnie z tematyką, lekko napisane; nie doświadczycie tu lęku, może odrobinkę smutku, ale w takim ładnym i miłym wydaniu.

Bohaterowie z tych co to chcesz się z nimi zakumplować i spędzić miły wieczór przy winie i dobrej kuchni.

Świat przedstawiony, przyjemnie małomiasteczkowy.

Znajdziecie tu także wstawki o tym, że skreślanie kogoś ze względu na orientacje, jest, po prostu, głupie. Zresztą, to fascynujące, że wciąż trzeba o tej problematyce pisać, przecież to kogo wybieramy sobie na partnera- po pierwsze, jest tylko i wyłącznie naszą sprawą a po drugie nie wskazuje na to jakimi ludźmi jesteśmy. Nie ma nic do naszej osobowości, tego jak pracujemy, czy jesteśmy dobrzy, czy źli… fakt, że nie jest to oczywistą oczywistością nieustannie mnie fascynuje; tak postępowi i równocześnie wciąż tak koszmarnie zacofani…

Bywały momenty, kiedy z rozczuleniem uśmiechałam się do książki, bywały też takie kiedy robiło mi się smutno, ale głównie, było mi, po prostu, miło. Dobrze, że jest taka króciutka i dobrze, że nie ma w niej potwornych potworności. To taka lektura, która Wam pokaże, że warto z ludźmi porozmawiać, że trzeba, od czasu do czasu, odkopać stare znajomości i może nawet powiedzieć dzień dobry sąsiadce w windzie…

Polecam, nie zajmie dużo czasu a nastawi pozytywnie… taki jej urok :)

CzaCzytać