Tasha Suri „Kraina Popiołu”
Czytając zapowiedzi Krainy Popiołu zastanawiałam się, czy Wydawca to tak na serio zdradza (w zapowiedzi!!) co się stało z małżonkiem bohaterki, którego miałam poznać w tomie pierwszym i to tak, na dodatek, całkiem niedawno? Dopiero po pewnym czasie dotarło do mego stytranego umysłu, że główną bohaterką wcale, a wcale nie jest Mehr, a jej siostra Arwa, która to pomimo, iż miała w sobie przeklętą krew to jednak była wychowywana tak bardzo na modłę swej przyszywanej matki, że żyło we mnie przeświadczenie, że nie będzie z nią związana żadna głębsza historia… A tu proszę, cały tom poświęcony jest właśnie jej i jej losom… I jest to tom naprawdę niezły
Za co Tashę Suri można pokochać? Przede wszystkim za przepiękną magię przesiąkniętą historią kraju tak dla nas egzotycznego… Wypełnionego piaskiem pustyni, zapachem przypraw, prawami będącymi dla Europejczków totalną egzotyką… Jestem oczarowana; sposobem w jaki Autorka wplata starą baśń w zupełnie nowe pisanie. Światy żywych i zmarłych przeplatające się ze światem duchów zarówno tych opiekuńczych jak również tych potencjalnie niebezpiecznych i pragnących zniszczenia… Cudo! To jest ten styl który każe przyjrzeć si innej rzeczywistości oferującej Czytelnikowi całą feerie barw i fantastyki tworzącej tak niezwykle obrazy, że naprawdę ciężko jest je później wyrzucić z głowy.
Sama fabuła wciąga i ciekawi, bo zarówno dworskie jak i te tajemne, prawie, że podziemne rozgrywki są niezwykle interesujące. Świetnie się to czyta, bo chce się poznać finał historii i bardzo zżywa się zarówno z główną postacią jak i tymi pobocznymi, które są na tyle ciekawe, że pomimo, iż nie ma ich zbyt dużo, to jednak wypełniają wszystkie dziury, czy braki.
Co na minus? Cóż, myślę, że szkoda, że Arwa trochę niknie nam przez ten cały romansowy motyw. Mam takie wrażenie, że Suri zawsze musi wspomóc swoje bohaterki jakimś męskim ramieniem, a tak szczerze mówiąc nie uważam, żeby było to którejkolwiek z nich do czegoś potrzebne. Zupełnie inaczej patrzyłoby się na ich silę i osiągnięcia, gdyby były w pełni ich, a tak coś się rozmywa.
Nie chodzi o to, że wątki romansowe jakoś mnie drażnią straszliwie, oj nie. Kiedy są dobre, to nie dość, że potrafię je docenić to czasem czytam książkę właśnie dla nich. Ale są takie powieści, pisane takim językiem, czy opowiadające takie historie, że nie mam na love story żadnego zapotrzebowania, bo broni się to wszystko czym innym; pięknem świata przedstawionego, nowatorskim podejściem do mitów, plastycznością opisów, lub bogactwem fabuły… Czyli, tak, co ja tu będę minusować polecam Krainę Popiołów
CzaCzytać, bo pogodzenie się z losem, może czasem całkowicie go odmienić…