Terry Pratchett „Pasterska Korona”

Ostatni Tom Świata Dysku
Chciało mi się płakać; kiedy ją zaczynałam, kiedy cieszyłam się środkiem i gdy zmierzałam ku nieuchronnemu końcowi. Bezwzględnie to najlepsza, ze wszystkich, część Świata Dysku i niestety ostatnia.
Główną bohaterką jest Tiffany Obolała, która obok Śmierci, Moist’a, Vetinariego i Susan Sto Helit (troszkę tu naciągam bo uwielbiam wszystkich bohaterów, wszystkich części, bez żadnego wyjątku, ale sami wiecie, bezstronność i te sprawy:)), jest moją ulubiona postacią. Pomimo, że jest to panna (choć życzy sobie by mówić jej pani, no przynajmniej w kontaktach z niejaką Letycją Skorek) niezwykle, jak na swój wiek, poważna i twardo stąpająca po ziemi (chyba, że akurat pędzi na miotle, by obciąć komuś paznokcie), to nie da się jej nie lubić. Pełna dobrych, niezmiennych zasad, jest dokładnie taka jak powinna być każda Czarownica.
Nie możemy zapominać, że gdzie Tiffany, tam i cała rzesza Czarownic, z których żadna nie jest podobna do drugiej. Niania Ogg, Esmeralda Weatherwax, Panna Tyk, Magrat, Pani Proust, Letitiia, no są tu wszystkie… jakby Pratchett, postanowił je dla nas zebrać do kupy (a wiecie przecież, że ściągnięcie tylu czarownic w jedno miejsce zazwyczaj kończy się oszałamiającą kłótnią), żebyśmy mogli pożegnać każdą z osobna… i równie mocno.
No i są przecież jeszcze cudowni, nieokrzesani Nac Mac Feegle, którzy, pod czujnym okiem swojej Keldy i ciut wiedźmy tak fantastycznie „godoją”, że aż łozicku…
O czym jest sama historia? Cóż, niby o inwazji elfów (wyjątkowo paskudnych, pełnych „złego uroku” istot, które już raz zostały przez Tiff pokonane), ale tak naprawdę jest chyba o śmierci, o trudnych wyborach, o tym, że nie ważne kim się urodziłeś, ale za to ważne kim chcesz być, o tym, że w jedności siła, że wszystko jest możliwe, jeśli tylko się postarasz, o oddaniu i o tym wszystkim, czego w swoich książkach Pratchett próbował nas nauczyć.
Napisana jest świetnym językiem (gratulacje dla tłumacza!! Pan Cholewa jest po prostu genialny!!), bardzo przyjemna graficznie, z masą humoru i delikatnych smaczków, tak charakterystycznych dla tego autora. Akcja wartka, cały czas pędzi do przodu (by od czasu do czasu zatrzymać się przy kimś ciekawym), bohaterów mnóstwo, ale zgrabnie wplatają się w fabułę, więc to jak najbardziej na plus. Wszystko jest spójne i na swoim miejscu. Tak naprawdę, nie mogę przyczepić się do niczego (i dobrze!).
Świat Dysku, pokazała mi przyjaciółka i już od pierwszej przeczytanej książki wiedziałam, że to świat dla mnie. Przebierając nóżkami, z koszmarną niecierpliwością czekałam na nowe części i nigdy, ale to nigdy się na żadnej nie zawiodłam. Im bardziej Pratchett podupadał na zdrowiu tym jego książki były lepsze i dotykały cięższych tematów, ale zawsze w ten jego angielsko- humorzasty, cudowny sposób. I tym trudniej było, gdy dowiedziałam się, że już więcej historii nie stworzy.
Na uwagę zasługuje także posłowie, pozwoli wam dowiedzieć się o sir Terrym i jego ostatnich pracach, troszkę więcej… choć pojawiają się tam też informację o pomysłach, których nie zdążył spisać, więc to tylko dla twardzieli!
Polecam każdemu, kto jeszcze nie miał przyjemności zagościć w tym świecie, bo istnieje 99,99 % procent szans na to, że w (przynajmniej) jednej z postaci, stworzonej przez sir Terry’ego, uda Wam się odnaleźć siebie…
„A bardzo daleko, w miejscu nie do pomyślenia, czarna postać z kosą zdejmowała siodło białemu rumakowi, czując przy tym- trzeba zaznaczyć – pewien smutek.”
T. Pratchett „Pasterska Korona”