Tomasz Sobiesiek „Astralker”
Się człowiek naogląda tych wszystkich seriali o ludziach z wielkimi mózgami, potem się jeszcze, owy człowiek, naczyta książek o ludziach z wielkimi mózgami i nagle, ni stąd ni zowąd, w rzeczywistości ludzia tego, wymiarów jest więcej, dusza znaczenie zupełnie nowe dostaje, a świat, czy może wszechświat, rośnie do niewyobrażalnie olbrzymich rozmiarów, nie wspominając już o cząstkach bożych, kwarkach, czy innych takich… Zmierzam tym pokrętnym wstępem do tego, że jeśli jesteście takim osobnikiem i lubicie naukowo- paranormalny klimat, plus jeszcze macie potrzebę przeżycia ostrej przygody, poznania kilku sekretów służb tajnych, to Astralker jest jak najbardziej dla Was!
Nie będę ukrywać, że zaskoczyła mnie ta książka straszliwie, a co najlepsze, zaskoczyła mnie ona niezwykle pozytywnie. Tak świeżego i równocześnie pokręconego, pomysłu, dawno już w łapach nie miałam!
Dawid Kowalczyński jest spoko kolesiem, który nieźle się uczy i jest całkiem kumaty, tylko tak akurat się złożyło, że podjął decyzję najgorszą z możliwych (bardzo „niekumatą”) i w konsekwencji zmieniło się całe jego życie. Wyobrazić sobie w tym momencie musicie, że w naszym kraju działa agencja która zrzesza agentów posiadających konkretne i… specyficzne umiejętności (słowo paranormalne, ma tu istotne znaczenie), a jedną z takich pożądanych umiejętności (choć chyba lepsze słowo to; predyspozycji…) posiada właśnie nie kto inny jak sam Kowalczyński; potrzeba mu jedynie odpowiedniego treningu, trochę dokumentów do podpisania i w końcu ma szansę stać się człowiekiem, który potrafi czynić rzeczy… niezwykłe.
Astralkera, czyta się szybko, przede wszystkim dlatego, że Sobiesiak pisze bardzo dobrze; to ten wciągający, nienachalny styl, który sprawia Czytelnikowi dużo radochy. Dialogi fajne, pasujące do mających miejsce zdarzeń. Zwroty akcji w punkt.
Bohaterowie nie uzależniają, bo jednak skupiamy się głównie na Dawidzie (który to ma niezwykły talent do pakowania się w tarapaty), cała reszta, natomiast, jest nakreślona delikatnie i stanowi jedynie tło, lub niezbędny dodatek, w kolejnych wydarzeniach. Myślę, że poboczne postacie rozwiną się w kolejnych częściach i, że póki co dostajemy jedynie wstęp do historii, która ma dopiero się rozkręcić.
Struktura tajnej organizacji jest odjechana; lubię sobie wyobrażać, że gdzieś tam są ludzie, którzy potajemnie pilnują panującego na świecie porządku, skupiając się na tym, by szary człowiek zbyt wiele o ich pracy nie wiedział. Mamy więc i szefów i trenerów i osoby pracujące w terenie, a każdy z nich ma swoje zadania do wykonania, swoją własną opowieść, którą jestem przekonana, przyjdzie nam kiedyś poznać.
Treningi młodych adeptów ciekawe, trochę romansowych wątków, stwór dziwaczny, ludzie dobrzy, źli i nijacy, no i nasz pechowy bohater główny, który i w mieście i na wsi potrafi narozrabiać.
Polecam Wam Astralkera, bo to świetny pomysł na powieść i bardzo dobre tego pomysłu wykonanie… mam przeczucie, że będzie z tego jeszcze sporo fajnych ciągów dalszych!
Czujesz się obserwowany? A co jeśli powiem Ci, że… całkiem słusznie??!!!
CzaCzytać!