Alexander Freed „Star Wars: Battlefront. Kompania Zmierzch”
Star Wars: Battlefront. Kompania Zmierzch to książka przygodowo-wojenna autorstwa Alexandra Freeda. Co ciekawe, Freed pracował przy grze na PC i konsolę pt. „Star Wars: Knights of the Old Republic”! By potem napisać książkę zainspirowaną inną grą, choć wciąż w tym samym genialnym Uniwersum SW.
Zachęcony (jedna z najlepszych w jakie grałem!!) tą starą (już!!) grą i oczywiście nowym Battlefront’em, który wciągnął mnie na kilkanaście ładnych godzin, kupiłem Kompanię i zabrałem się za czytanie.
Jak nie trudno się domyślić, bohaterami powieści są rebelianci, członkowie tytułowej Kompani Zmierzch, która bohatersko walczy z Imperium. Wydarzenia mają miejsce w tym samym czasie, co akcja gry „Star Wars: Battlerfont”.
Wraz z postaciami podróżujemy po odległych planetach, poznajemy mnóstwo nowych miejsc i mamy okazję uczestniczyć w zaciętych bitwach.
Autor, przybliża nam walkę partyzancką i pokazuje ten styl, w którym wróg przewyższa liczebnie naszych bohaterów. Żeby przetrwać a najlepiej wygrać, oddział musi stosować brudne sztuczki, zastawiać zabójcze pułapki, strzelać Szturmowcom w plecy, a także podrzynać im gardła we śnie…
Jeśli w głowie pojawia się Wam pytanie czy dobry uczynek, pozostaje dobrym uczynkiem, przy złych intencjach, bądź coś równie „wzniosłego”, zapomnijcie! Tutaj na takie rozmyślania nie ma czasu.
Ciekawa, napisana lekkim językiem, co często rekompensuje te nudne momenty (przede wszystkim na początku, kiedy akcja, troszkę zbyt wolno się rozkręca), których mamy tu kilka.
Akcja, bez emocji, przeskakuje między wydarzeniami. Rozdziały są wielowątkowe.
Główni bohaterowie, wypadają tutaj bardzo słabo, są po prostu mało ciekawi, wręcz nudni i koszmarnie sztampowi. Miałem to dziwne odczucie, że niektóre wątki upchnięte są na siłę, ot tak, by zwiększyć objętość powieści.
Podobnie jak w filmie „Star Wars: Łotr 1”, trzeba przetrwać pierwszą połowę, żeby coś z tego wyciągnąć dla siebie. Całą książkę (i tu znów podobnie jak Łotr 1) ratują wydarzenia z jedynym i niepowtarzalnym lordem Vaderem na planecie Hoth.
Okładka zdecydowanie lepsza niż zawartość książki, ale i tak jest to mocny średniak wśród książek SW.
Czy polecam? No, cóż to jeden z elementów układanki, więc by wejść do Uniwersum, trzeba ją przeczytać! A jak już, akcja się rozkręca, to jest to naprawdę kawał dobrej przygody, trzeba tylko się przedrzeć, przez ten nieszczęsny i niestety długawy (około 250 stron) początek…
CzaCzytać dla wytrwałych!