Andre Norton, A.C. Crispin „Tkaczka Pieśni”
To jedna z pozycji ze „Świata Czarownic”, absolutnej klasyki jeśli chodzi o Fantastykę. To właśnie A. Norton i M. Lackey zachęciły mnie do czytania tego gatunku.
Tkaczka Pieśni to Eydryth, młoda kobieta, która wyrusza po lekarstwo dla swego, pogrążonego w letargu ojca. Po drodze spotyka młodego mężczyznę, który pomoże jej odbyć tę niebezpieczną podróż. Mężczyzna ma jednak swoje demony (no a jakże!), które staną naszym młodym bohaterom na drodze do rozwiązania zagadki choroby ojca Eydryth i zaginięcia jej matki.
Jest tu dosłownie wszystko, pragnienie władania mocą, przemiana, Kepliany, magia krwi, miłość, młody adept, przeróżne rodzaje magii (w tym ta najgorsza – magia krwi), kara, nagroda no po prostu bajka!
Takiej fantastyki już chyba nie ma. Ta książka jest prosta, od początku wiesz, jak się skończy, ale to kompletnie nie ważne! Bo to jest właśnie taka fantastyka jaką lubię, z dobrym pozytywnym przesłaniem, zmierzająca do końca delikatnie i płynnie. Świat przedstawiony jest po prostu pięknie; zmieniając się w zależności od rodzaju mocy, która akurat w nim panuje. Obrazy plastyczne i genialnie oddające klimat książki, sprawiają, że czyta się to w zastraszająco szybkim tempie.
Może być ciężka do zdobycia, ale warto pogrzebać i poszukać.
Rzeczywistość jest czasem do dupy; szara, brzydka i paskudna. Fantastyka pozwala nam na wejście do innego świata, pełnego dobrych bohaterów, którzy zawsze zwyciężą zło. Czy trzeba nam czegoś więcej? Mnie nie