Andrzej Pilipiuk „Czarna Góra”
Zdarza się czasem, że nawet książkolub ma trudny czas i… blokada czytelnicza go dopada. Wiecie, trudno wtedy znaleźć sobie miejsce, zaczyna się coś czytać, ale nie do końca wchodzi, gdzieś znika przyjemność, no i jedyny ratunek w takiej sytuacji to jest jakieś uderzenie giganta; takie BUM co to wciągnie, przytłoczy i zachwyci fabułą.
Dzięki, więc niech będą duchom wszelakim, że mnie w chwili takiego zwątpienia Czarna Góra w ręce wpadła, bo obudziła czytelnicze kubki me smakowe na całego i podarowała pięć niezwykłych opowieści.
Zaczyna się wszystko od Skórzewskiego, jednakże na etapie młodzieńczym, jeszcze przed studiami medycznymi; wyrusza on w podróż w poszukiwaniu złota, a znajduje mądrego towarzysza i walkę z… niezwykłą przypadłością. Muszę się Wam przyznać, że pomijając świetną akcję, to Czarna Góra ujęła mnie tym, że przedstawia doktora jako dobrego człowieka, a w dzisiejszym świecie takich bohaterów nam potrzeba. Obserwujemy go, patrzymy jakie podejmuje decyzje i z każdą chwilą lubimy coraz bardziej.
Storma dostajemy w wydaniach dwóch i tu już jest lżej i zabawniej. Nie no oczywiście śledztwa są fascynujące, zagadki wciągające, a fakty o czasach minionych pouczające, ale jednak jak Robert nawywija, czy wejdzie gdzieś gdzie nie trzeba, to się dzieje… Więc spodziewajcie się walki, artefaktów, manifestacji i…. Straży miejskiej w wersji tej najpaskudniejszej. A humor w dialogach rozbawi Was do łez; zaręczam!
Grom to natomiast takie opowiadanie w którym Pilipiuk bawi się historią i robi to genialnie, bo nie tylko przedstawia alternatywną wizję przyszłości, ale też dokładnie wskazuje jej przyczynę, przebieg i skutki. Lubię takie szczególiki, dopieszczone opowieści, w których czuć zarówno wiedzę jak i przeolbrzymią wyobraźnie ich Twórcy.
A na koniec wątek włosko- polski czyli Malwina i Antonio, których poznaliśmy już bliżej w Przyjacielu Człowieka i którzy, skradli moje serce. W Jesiennym Sztormie przyczyną jest Vivaldi, tłem Wenecja a konsekwencją spotkanie i jest to świetne połączenie mrocznej opowieści fantasy z przygodówką w starym dobrym stylu. Ciężka atmosfera i gondolier który sprowadza to co nieuniknione to jak się okazuje przepis na idealny finał.
Autor bawi się bohaterami, pokazuje nam ich z przeróżnych stron i czasów, a co już kompletnie cudowne, przeplata ze sobą ich losy. Wielką przyjemność sprawia odkrywanie tych połączeń i wydobywanie z wątków ich drugiego dna.
Zanurzyłam się w świecie krótkich form, poczynając od wigilijnego klimatu, a kończąc na cyberpunkowej wizji świata. Andrzej Pilipiuk to Autor, który w mojej głowie jako mistrz opowiadań właśnie, zajmuje miejsce w czołówce i wcale, a wcale się nie nudzi… Szczerze mówiąc z tomu na tom wciąga mnie w swój świat coraz bardziej przyciągając innym spojrzeniem na fantastykę i mrocznym klimatem.
Gdy po Weneckich wodach rozejdzie się dźwięk melodii, której piękno oszołamia, wyczekujcie przybycia przewoźnika, który zabrać Was może już jedynie w ostatnią podróż…
CzaCzytać! Koniecznie!