Andrzej Pilipiuk „Karpie bijem”
Wędrowycza poznałam na studiach za sprawą przyjaciółki, która to z przerażeniem odkryła, że ja nic a nic o polskiej fantastyce nie wiem… Po owym odkryciu, jak już, ta urocza osóbka, skończyła mnie w jakże uroczy i cudownie wredny sposób opieprzać (z tym wzrokiem mówiącym: żal mi ciebie ) to rzuciła mi na kolana Pilipiuka, Grzędowicza, doprawiła Achają i… poszło. Zakochałam się. W różnych światach, odjechanych akcjach i tych słowiańskich duszach wrzuconych w wir przygody!
I tak właśnie, cała ta moja miłość, rozpoczęła się od opowiadań Jakubowych i trwa w najlepsze po dziś dzień…
W Karpie Bijem owych opowiadań jest siedemnaście i są przeróżne; zarówno pod względem klimatu jak i tematyki (choć trzonem ich zawsze jest znana nam dwójka kumpli w wieku nieokreślonym, acz podeszłym) i zapewnić Was mogę, że w każdym znajdziecie coś takiego co wywoła u Was, jeśli nie perlisty śmiech to na pewno radosne rżenie
Jakub i Semen walczą z Bardakami, piją na umór (wciąż trzymając się dzielnie na nogach), przekraczają granice światów, poznają istoty… hmm… o dość niecodziennej aparycji, jedzą przedziwne potrawy, niecnie wykorzystują paskudny charakter Baby Jagi, pędzą bimber i… przedstawiają nam swoich najbliższych, których, choć wiedzieliśmy, że byli, to jednak, trudno nam sobie było ich wyobrazić…
To zbiór takich opowieści, które trzymają w napięciu, przedstawiają walkę dobra ze złem (naturę dobra i zła Wędrowyczowego), przyjaźń z gatunku tej do deski grobowej (znaczy się, że oderwać ową deskę czasem trzeba) i niezwykłe możliwości ludzkiego organizmu (po takiej ilości samogonu, to chłopaki powinni paść już przy dziesiątej stronie 😉 ).
Akcja wartka, a anegdotki i różne odniesienia do sytuacji w Polsce, czy literatury światowej, skradły moje serducho. Ach no i jeszcze, na dodatek, troszkę historii poznajemy, ciekawostki mamy szanse wyłapać i naprawdę trudno jest nie wsiąknąć w tę pokręconą, a jednak dziwnie nam znajomą Wojsławicową rzeczywistość… Bo dużo tam tych naszych polskich przywar… I fajnie, że dostajemy możliwość, by się z nich pośmiać, a raczej, by móc pośmiać się z samych siebie.
Czy Karpie Bijem cza czytać? No jasne, że trzeba! To wręcz obowiązkowa pozycja wakacyjna! Rozerwie Was w ten radosny sposób, zmusi do poważnego przemyślenia kwestii spaceru przez krakowski rynek (gołębie- po tej lekturze, już nigdy nie spojrzę na nie tak samo), pozwoli wziąć udział w śledztwie tak kryminalnym, że bardziej się nie da, a potem przyprószy to elementami fantastyki i obleje wysoko procentowym bimbrem- ot, tak, dla dodania aromatu…
Czytajcie i bawcie się wspaniale, bo takich przygód nie przeżywa się na co dzień i z nikim innym, tylko z Wedrowyczem i Semenem, bo ten duet, to potrafi dać do pieca… oj potrafi 😀