Andrzej Pilipiuk „Przetaina”
Z Andrzejem Pilipiukiem to jest tak, że bez względu na to czy jest poważnie, zabawnie, mądrze, czy też wszystko naraz, to już gdzieś tak w okolicy czytania drugiego zdania jego powieści, czy też opowiadań zbioru, no cholera jasna, po prostu wiesz, że to on. I tak właśnie jest z najnowszą Autora książką; jest pilipiukowska na wskroś i dzięki temu jest… no właśnie, jaka?
Przetaina to opowieść drogi. To jedna z tych historii, która rozpoczyna się jak wiele jej sławetnych poprzedniczek; czyli młody, mądry facet (choć niestety zwyczajny do bólu), jego niedostępna, pełna zasad ukochana i jeszcze ta trzecia osóbka, co to niesie ze sobą trochę tajemnicy, marzeń, inności i lekkiego humoru otrzymują zadanie co to zmienić może wszystko; a więc, wyruszają wraz z towarzyszami na wyprawę, która w założeniu uratować ma ich miasto od powolnej głodowej śmierci (nie, że, aż tak mocno to tam powiedziano, ale sens pozostaje ten sam) i przy okazji spełnić wolę bogów.
Teraz jeszcze dodajmy do tego mocno postapokaliptyczny klimat (bo się nasza drużyna wywodzi z ludu co to grzebie się w przedmiotach i dziejach cywilizacji dawno utraconej), hardcorowe uderzenie fantasy (tak gdzieś mniej więcej w połowie książki) i świetnie (duuży plus) dopracowaną religię (a nawet dwie!). A! No i jeszcze mnóstwo ciekawostek się tu przewija, informacji o tym co skąd i jak, ale to jak to u Pilipiuka; obowiązkowy dodatek.
To skoro znacie już zarys całego dzieła, to teraz odpowiedź na pytanie z początku recenzji, czyli jaka jest Przetaina? Cóż, nie spowodowała może, że moje serce waliło jak szalone, nie wzbudziła uczuć skrajnych, ale za to, czytała mi się fajnie. To jedna z tych książek, którą się pamięta po skończeniu, którą odkrywa się z przyjemnością i chce się poznać jej ciąg dalszy, bo jest ciekawie napisana, dopieszczona i ewidentnie gotowa do rozwinięcia w kolejnych tomach. Nie ma w niej natomiast tego elementu mocno wyróżniającego, jakiejś niezwykłej cząstki, sprawiającej, że stanie się w przyszłości pozycją legendarną, no chyba, że… jako początek czegoś dużego…
Fabularnie wszystko gra, jest logicznie i wciągająco. Spokojnie na początku z mocnym bum w środku i późniejszym utrzymywaniem napięcia w równej linii.
Język, jak to u Andrzeja Pilipiuka, bardzo przystępny i przyjemny w odbiorze. Uparłam się, że nie sprawdzę czym jest tytułowa przetaina, tylko odkryje to w książce i od razu mówię, że takie słowo nie dość, że istnieje to jeszcze na dodatek oznacza coś niesamowicie… pięknego
Czy polecam? Tak, bo rozwinie się to w coś większego, jestem tego pewna. A czy poruszy, w kolejnej części, gdzieś tam w środku, jakąś wewnętrzna strunę mą? Mam nadzieję, że tak
CzaCzytać, bo czasem te ostateczne decyzje, wcale a wcale ostateczne nie są….