Andrzej Pilipiuk „Upiór w Ruderze”
Sobie człowiek bierze książkę do rąk, upiora widzi w tytule, to od razu wyobraźnia podpowiada co tu i jak dziać się będzie. No i dobra, może i byt nadprzyrodzony się pojawia, a po chwili nawet i rudera, ale prawda jest taka, że jednak nie do końca postacie, czy budynki grać tu mają główne skrzypce…
Bo wiodącym bohaterem powieści jest historia; historia pałacu w Liszkowie i tego co się z owym pałacem działo przez lata. Historia transformacji jaka miała miejsce w Polsce; zmian pojawiających się z coraz to nowszym i bardziej pokręconym okupantem. To także historia miasteczka i jego mieszkańców.
Rozpoczyna się Upiór w Ruderze niezwykle spektakularnym umieraniem; umieraniem z tych umierań co to w pamięci na dłużej zostają. Chwilkę później poznajemy całą gamę lokatorów „Liszkowskiego strasznego dworu” w tym także takich, co jak już się osiedlili, to miejsca owego osiedlenia zmienić już nie chcieli (nie chcieli; czytaj- wyjścia nie mieli 😛 )… i to z powodów przeróżnych, także z tych z umieraniem związanych
Każdy z „rozdziałów” ma swojego antybohatera, na którym bazuje. Wszystkie jednak są ze sobą połączone miejscem i duchowymi osobnikami.
Jest bardzo dużo humoru; takiego z tych z co to się śmiejesz i dopiero po chwili zdajesz sobie sprawę, że oni tak mogli na poważnie. Bo niektóre z opisanych wydarzeń, czy poglądów to dla nas taka totalna abstrakcja, ale abstrakcja, która jakiś czas temu wydawała się być dla innych całkiem spoko rzeczywistością. Zastanawiam się, czy za kilkadziesiąt lat ktoś nie usiądzie i nie spisze wszystkich otaczających nas absurdów, by rozbawić sobie współczesnych… Oby nie
Część przygodowa; świetna. Musicie wiedzieć, że kolejne opowiadania zawierają coraz to bardziej niezwykłe wątki, a więc są duchy, jest PGR, są żołnierze, popijawy, partyzantka, mordy, grzebanie zmarłych, odkopywanie zmarłych, nowy najeźdźca, duża ilość zwierzęcego inwentarza, zjawiska nadprzyrodzone, piękno ciała kobiecego w wydaniu różnorakim, artyści i nawet domy pracy twórczej są, a wszystko to podane w pięknym epoki duchu.
Gdy Andrzej Pilipiuk ogłasza, że pojawi się spod jego pióra coś nowego, to jego fani zastygają, aż do dnia premiery, w stanie permanentnego oczekiwania i niczym sępy łowią informacje przekazywane przez wydawnictwo; że tu pojawi się ten, że tam pojawi się inny, że będzie o tym czy tamtym. Upiór w Ruderze jest czymś nowym, taką świeżynką, ale podaną w tym jedynym i niepowtarzalnym Autora stylu, który tak bardzo lubimy i dzięki, któremu czyta się go świetnie.
Teraz, gdy tak pod prysznic się wybieram, a woda jakoś nie nagrzewa się zbyt szybko, to myślę sobie intensywnie, czy czasem jakiejś duszyczki pokutującej nie wkurzyłam… albo dwóch… lub trzech nawet 😉
CzaCzytać bezwzględnie koniecznie, bo to opowieść jak z zera zrobić bohatera, jak mały przedmiot odratowany z niszczycielskich rąk fortunę sprowadzić może i o tym, że chyba niczego pewni być nie możemy, bo Historia, to jednak przebiegła jest niezwykle; tu ukryje, tam odkopie, ale fascynować będzie nas, aż do świata skończenia.. albo przynajmniej Obcych ataku 😛