Andrzej Ziemiański „Virion. Adept”
Się mi książka wyleżała na półce czekając na swoją kolej, bo przez pewną bardzo grubaśną pozycję, nastąpił czytelniczy zastój… No i sobie tak Virion spoczywał i patrzał na mnie tymi swemi, męskimi oczętami- choć właściwie to w podłoże patrzał, nie chcąc mnie owym, męskim spojrzeniem omieść… z żalu chyba… I w końcu nie wytrzymałam, zostawiłam molocha i zabrałam się za przygodę faceta, który to miał tak wielkiego pecha i równocześnie tak dużo szczęścia, że jego życie wciąga kolejne pokolenie fanów fantastyki, a dzięki panu Ziemiańskiemu, mamy możliwość poznania odpowiedzi na pytanie; jak to się cholera, wszystko zaczęło…
Adpet rusza z akcją płynnie po Obławie i nie ma co się czarować, jeśli zamierzacie się za tę serię zabrać to trzeba Viriony czytać po kolei i to nie tylko po to, żeby załapać kto jest kim, ale także, by mieć z niej jak najwięcej przyjemności.
Są trzy wiodące postacie, a każda z nich ma swoje rozdziały i, myślę sobie również, że niechybnie dążą do spotkania (niekoniecznie w radosnej atmosferze)… No ale dobra, o kim mowa? Cóż, jest Virion z małżonką i resztą ekipy; tak, znowu rozrabiają, choć tym razem dostają szalone zlecenie i akcja ma miejsce w tak nie pasującej do nich lokalizacji, że trzeba co chwilę przecierać oczy ze zdumienia, albo głośno mówić coś takiego wyrazistego typu- whaaaaaattttt???
Numer dwa to nasza Taida, która to zmienia posadę i, pomimo, że nowa robota męczy, to wydaje się, że ta twarda babka, będzie z niej czerpać całymi garściami.
Ostatnia jest Luna, która… ma naprawdę przerąbane.
Akcja jest niezwykle dynamiczna, co chwile coś się dzieje, intrygi, co poniektórych bohaterów, się zapętlają, no i dowiadujemy się trochę więcej o upiorach… a! Przepraszam „zdarzeniach”! Zakon miesza, Cesarstwo szuka odpowiedzi i w całym tym pędzie Virion zaczyna nam się rozwijać i łapać o co to tak naprawdę w walce chodzi. Niki więcej mówi a Horech urasta do rangi mojego nowego ulubieńca; ma czasem takie momenty, że wiesz, że ta postać może jeszcze nie raz zaskoczyć.
Wiecie co? Tak naprawdę, „Viriony”– zarówno Adepta, jak i Obławę czy Wyrocznię, wszystkie te trzy powieści łączy jedno; są świetnie napisane. Ekspresowo je czytałam, kończąc czułam, że chce jeszcze, a co najważniejsze, sprawiało mi owo czytanie dużo radochy. Kiedy książek jest cała masa i przyświeca ci przekonanie, że jak się zaczęło, to trzeba skończyć, to się czasem człowiek, po prostu, namęczy. Tu o męczeniu nie ma mowy; to czysty, niczym nieograniczony, fabularny fun! Nie potrzebowałam przerwy na coś lżejszego, chwili na jakieś cięższe coś, nie zostawiałam tych historii samych sobie, by odklepać je gdzieś w zatłoczonym tramwaju… nie. Ja czytałam świadomie i bawiłam się przy tym świetnie; i tak sobie myślę, że chyba właśnie tak powinno być.
Virion to przygoda, trochę przedziwnej miłości, seria niefortunnych zdarzeń, mądrość życiowa, ludzie, którzy z pozoru, nigdy nie powinni byli się poznać, używki, poświęcenie, magia, a wszystko to złożone do kupy przez jedynego w swoim rodzaju Autora, który stworzył Imperium, znane wszystkim Fanom Polskiej Fantastyki…
A ja, teraz, tylko… Chcę więcej!!
CzaCzytać !!