Andrzej Ziemiański „Virion. Obława”
Po pierwszej części byłam zachwycona i choć przed czytaniem jej, towarzyszył mi nerw i ta niepokojąca myśl, czy z Virionem będzie równie dobrze co z postaciami kobiecymi, która zresztą, już po pierwszych stronach całkowicie się zniknęła, tak i tu, w momencie startu, znów pojawił się niepokój. Tym razem jednak martwiłam się czy część druga utrzyma poziom pierwszej No i powiem Wam, że nie dość, że utrzymała to jeszcze na dodatek była lepsza od poprzedniczki, choć, zupełnie inna…
Virion, w swej ucieczce, zatrzymuje się na chwilę, załatwia sobie pracę i po prostu żyje, wraz ze swą niezwykłą towarzyszką o jakże uroczo pospolitym imieniu Niki. I to ich życie, choć podszyte niepokojem, zdaje się być zupełnie normalne; codzienna rutyna, rozmowy, zdobywanie pożywienia, nowe przyjaźnie, tworzą namiastkę opowieści o młodym małżeństwie, które powoli poznaje i siebie i… swoje możliwości…
Potem pojawia się temat Obławy, więc sielanka się kończy i wchodzimy w bardziej dynamiczną część powieści, która jednakże nie jest już tylko ucieczką, ale także treningiem i przeciwstawieniem się wrogowi…
Powieść ma świetną, trzymającą w napięciu fabułę. Są miejsca gdy jest spokojnie, ale i one mają dodatki w postaci humorystycznych wstawek czy elementów nauki, które ciekawią i przywiązują nas do postaci. Natomiast te fragmenty gdzie ma miejsce walka, czy pościg; pędzą do przodu i nie dają Czytelnikowi chwili wytchnienia.
Autor dużą wagę przywiązuje do treningu Viriona, rozwoju jego umiejętności w boju i stopniowo zaczynamy zyskiwać wiedzę na temat tego jak młody chłopak stał się najsłynniejszym szermierzem cesarstwa. To genialny zabieg, bo mając w pamięci dzieciaka szkolonego w gimnazjonie, zyskujemy obraz człowieka, który uczy się jak zadać śmierć, jak nie skupiać się na samym pięknie pojedynku, tylko na tym, jak wyjść z niego w jednym kawałku i przy okazji zakończyć życie przeciwnika w jak najszybszym tempie i przy minimalnym wysiłku.
Bohaterowie znani nam z części pierwszej stają się nam jeszcze bliżsi (lub nad których umiejętnościami przystosowania się do sytuacji, wręcz rozpływamy się z zachwytu; tak Kila nie dość, że jest, to wciąż nieźle kombinuje), ale poznajemy również zupełnie nowe, istotne dla fabuły osoby; jest więc i tajemnicza Panna Nikt i Luna, która ma niesamowicie paskudny charakter (ale i ciekawską naturę) i jeszcze, dodatkowo, całą masę postaci pozytywnych, które mają ogromny wpływ na przyszłość Viriona.
Fajne jest również to, że śledząc losy głównego bohatera, przenosimy się, także do osób, których największym pragnieniem jest dopadnięcie go; tak myślę tu o Taidzie (wspieranej przez Lunę!), która wiele ryzykuje i poświęca by wreszcie osiągnąć swój cel… To ciekawa postać, która fascynuje mnie od początku i po której spodziewać się można wszystkiego
W Obławie znaleźć możemy wiele elementów wpływających na to, że oderwanie się od niej, graniczy wręcz z cudem; a więc jest i magia, głównie za sprawą Niki i Luny, ale także stare opowieści o istotach chodzących po świecie od wieków… Mamy tu również szkolenie, które nie ma na celu nauki zgrabnych kroków a wydobycie z Viriona tych umiejętności do których jest predysponowany; odpowiednie użycie siły, wyrobienie w sobie właściwych nawyków, zmiana broni. To niezwykle ciekawe podejście do tematu i szczerze mówiąc, bardzo odświeżające, po powtarzającej się często, w powieściach fantasy, sztampie.
Dopełnienie tego wszystkiego stanowią; dynamiczna walka, uczucia, sex, przyjaźnie i strata…
Czy potrzeba czegoś więcej? Niestety tak… szybkiej premiery części trzeciej, bo Obława kończy się tak, że chcesz rzucić książką o podłogę i wrzasnąć; No nie!!!! Przekładając to na język normalny; kończy się grubo!!
CzaCzytać, bo pościg jest tuż tuż…