Ben Miller „O chłopcu, który zniknął świat”
Zardzewiałam troszkę jeśli chodzi o pisanie o książkach dla dzieci i choć czytam je ostatnio non stop, gdyż mój osobisty Mały Człowiek jest niezwykle zainteresowany wszystkim co ma strony, plus dodatkowo wieczory i noce upływają mu na nieustającej kontemplacji wszelkiego słowa pisanego z obrazkowym włącznie, to jednak dawno już nie miałam takiej historii, która przeznaczona jest dla odbiorcy, co to nie dość, że jest już w stanie w pełni się wysłowić, to jeszcze powolutku zaczyna się również dowiadywać, że każda akcja wywołuje reakcję…
Harrison jest jednym z tych grzecznych osobników, ale zdarza mu się, tak od czasu do czasu, zdenerwować i wybuchnąć i to właśnie jeden z takich wybuchów plus jeszcze seria wyjątkowo niefortunnych zdarzeń sprawiają, że chłopiec otrzymuje balonik, który tak naprawdę wcale balonikiem nie jest…
Książka zadedykowana jest Stephenowi Hawkingowi i muszę Wam powiedzieć, że czuć w niej tę dedykację niezwykle mocno. Nie jest to spowodowane jedynie tematyką czarnych dziur czy podróży w czasie; tutaj sam styl Bena Millera nieustająco kojarzył mi się z serią opowieści o George’u, które to Hawking pisał wraz z córką. Czyli język jest prosty, odpowiedni dla młodszego odbiorcy, historia natomiast pełna niebezpieczeństw i przygody, a wszystkiemu temu towarzyszy fizyka, z pozoru tajemnicza i niezrozumiała, ale niosąca ze sobą niesamowite możliwości.
Co również jest fajne, to to, że pod świetną fabułą kryje się także drugie dno; dowiadujemy się, więc, nie tylko co wypada robić, albo jak nie powinno się postępować, ale też zyskujemy wiedzę o tym co w życiu jest najważniejsze, albo, że to co w życiu najważniejsze, pomimo, że czasem wkurza (patrz rodzice), dobrze jest trzymać blisko siebie
O chłopcu, który zniknął świat czyta się bardzo szybko i przyjemnie. Dodatkowym plusem jest samo wydanie zaopatrzone w cudne ilustracje czy… Czarne strony.
Sprawiła mi ta książka sporą przyjemność i też troszkę dała do myślenia o tym jak rozmawiać z moim małym człowiekiem. Bo choć to Harrison, przede wszystkim, miał coś do zrozumienia, to również jego rodzina, czasem przez niepotrzebnie głośno wypowiedziane słowa, doprowadzała do kolejnych „wybuchów”… I pomimo, że o nich Autor wiele nie pisze, to jednak mam nadzieję, że wraz ze zmianą u Harrisona także oni postanowili się zmienić.
CzaCzytać, bo świat zniknąć łatwo, ale odzyskać go… Cóż, to już jest zdecydowanie większy problem…
Ps. I zerknijcie na epilog; bo chwyta za serducho!