Edward Ashton „Mickey7”

Przeczytałam ostatnio dwie książki w których cały proces przygodowy zaczyna się od faceta w kiepskiej sytuacji decydującego się na szalony krok zwany kolonizacją 😊 Pierwsza z nich to Mickey 7, gdzie mamy jeszcze dodatkowy bonusik w postaci zwielokrotnienia, czyli mało przyjemnej śmierci (jak to przy kolonizacji i testach), a następnie równie mało przyjemnym tworzeniu na nowo…
Czyli, Mickey ginie, bo np. jakaś paskudna bakteria go użarła, a następnie jest odbudowywany, dostaje pakiecik nowych/starych wspomnień i… Żyje, a wszystko to, żeby być tym co wspiera w odkrywaniu co pomoże, a co przeszkodzi w życiu na nowej planecie. No i pięknie, ale oczywiście, chcemy czy nie, objawia się w głowie tekst „i tu pojawia się magiczne słowo kupno”, a za nim galopuje pytanie; czy kolejny Mickey jest tym samym Mickey’em co jego poprzednik… Właśnie…
Akcja ma miejsce na Niflheim, planecie stosunkowo nieprzyjaznej i zamieszkanej przez stworzenia co najmniej paskudne. Takie problemy jak samo zdobywanie, czy też poznawanie nowego świata to jedno i wiążę się z tym wszystko to co w innych tego typu powieściach się pojawia, tzn. problemy z żarciem, z atmosferą, trudnymi warunkami, z pozoru mało sympatycznymi tubylcami itp. Itd., Ale! No właśnie, w przypadku tej powieści serce me skradło kilka kwestii. Po pierwsze sposób w jaki Ashton pisze. Sporo tu humoru, takiego przyjemnie złośliwie ironicznego, który lubię bardzo. Po drugie rozmyślania naszego głównego bohatera nad kwestiami kolonizacji, przemyślenia o tym co wydarzyło się na innych planetach, w innych miejscach i z innymi ludźmi; jestw tym jakaś taka satyra na ludzkość jako taką i to na dodatek przeplatająca się ze smutkiem. A po trzecie samo odkrywanie przez Mickey’ego tego kim jest, kim był i kim, przez zmiany, się stał.
Mamy tu też trochę religijnych zawijasów, odrobinę kwestii męsko damskich, no i sensacyjnie fantastycznych zdarzeń takich jak walka, ucieczka, bomby i bardzo zgrabny mindfuck pod koniec.
Się w Mickey7 dzieje i dzieje się dobrze. Polecam Wam bo pomimo, że tematyka wydaję się być siermiężna, to wcale taka nie jest. Dziwna lekkość się za tą powieścią unosi i po prostu, sprawia sporą masę radochy.
Czyli humor, rozkmina i stwory co to mogą nas swymi szczypcami rozerwać… A! No i umieranie! Umieranie też jest ważne 😉
CzaCzytać, bo nigdy nie wiadomo, kto zostawi Cię na pewną śmierć i… Jak się to skończy.