Horace McCoy „Czyż nie dobija się koni?”
Bywa niekiedy, że nawet jeśli książka mi się podoba, to brnę przez nią powoli- nie dlatego, że ma jakieś minusy, tylko, po prostu… ot tak. Są jednak również takie powieści, które już od pierwszej strony pochłaniam! Nie zważając na nic smakuję każde słowo i pędzę do końca w totalnym amoku, otwierając oczy z podziwem nad każdym słowem, każdą frazą, a Czyż nie dobija się koni ? to dokładnie taka pozycja; zaczęłam i już po kilku chwilach była skończona, ale to co zostało mi w środku, na sto procent, pozostanie ze mną na dłużej.
Fabuła opiera się na ludziach biorących udział w maratonie tanecznym. Żeby mieć pełen obraz, przede wszystkim, musicie najpierw wyobrazić sobie czym taki maraton jest- ciągły i nieustający ruch, bardzo krótkie przerwy na odpoczynek, ból (który wykańcza), bycie pod ciągłą obserwacją, zmęczenie psychiczne… no, obrazek jak z horroru (swoją drogą Wielki Marsz mi się tu czasem plątał w świadomości…, ale tak leciutko :)). Teraz jeszcze szybkie spojrzenie na stronę organizującą tego typu wydarzenia, czyli podkręcenie napięcia, zlecanie, coraz to nowych intensywniejszych zadań, walka o klientele (bez jakichkolwiek skrupułów, zarówno wobec widza jak i uczestnika) i powoli zacznie Wam się z tego wszystkiego wyłaniać prawdziwy obraz, tego z pozoru, lekkiego i kolorowego wydarzenia…
Bo tak naprawdę, cała ta powieść, jest o tym jak łatwo nami manipulować i jak dużo możemy znieść (nie wiedząc nawet jak poniżani jesteśmy) by osiągnąć cel, czy może raczej, by przetrwać…
Budowa Czyż nie dobija się koni ? jest genialna i już na samym początku dowiadujemy się, że nie będzie tu happy endu, a im bliżej poznajemy poszczególne postacie, tym bardziej utwierdzamy się w przekonaniu, że to nie mogło skończyć się inaczej; że miało być właśnie tak.
To jedynie 140- kilka stron, ale język, prowadzenie fabuły i ten brak nachalności w przekazywaniu nam drugiego dna jest obłędnie dobry. Tutaj nie musisz przez 100 godzin zastanawiać się co Autor chciał Ci przekazać, czy z uporem maniaka ślęczeć nad poszczególnymi zdaniami i rozkładać je na czynniki pierwsze, po prostu czujesz to co czuć powinieneś i tylko od Ciebie zależy, czy się nad tą ludzką egzystencją pochylisz, czy może przyjmiesz to jedynie jako opowieść o parze niedobranych tancerzy, którzy postanowili zdobyć trochę pieniędzy…
Wiem, że wszyscy porównują książkę do filmu, ale ja szczerze mówiąc mam film, pomimo, całego jego geniuszu, w głębokim poważaniu. Zachwyciła mnie treść książki, jej stylistyka i budowa. Czytanie było prawdziwą przyjemnością, a dyskusje o Czyż nie dobija się koni ?, zarówno po ich skończeniu jak i w trakcie, obłędne… uwielbiam te powieści dające do myślenia i obnażające to co w nas siedzi…
Polecam Wam bardzo, zarówno fanom klasyki jak i najnowszych cudeniek, bo jest to niezwykle przejmująca historia i każdy powinien mieć ją na swojej półce… U mnie, stanie na miejscu centralnym i wrócę do niej jeszcze… i to na sto procent!!
Bezwzględnie CzaCzytać !!!!!