Jack Campbell „Przestrzeń Zewnętrzna. Strażnik”
Kosmiczne rozpierduchy to taki klimat, który powinien wciągać od pierwszej strony. A nawet jeśli nie wciąga tak szybko, to powinno być tam tyle akcji, że ciężko będzie się oderwać. Kiedy nasz Recenzent dostał Niezwyciężonego Campbella, troszkę na początku grymasił, ale suma summarum doszedł do wniosku, że tyle się tam działo, że było warto… Przy Strażniku, choć się dzieje, to jednak, cały czas masz poczucie, że nie dzieję się to co powinno…
Może dlatego, że choć wszystko ma miejsce w kosmosie, gdzie z założenia powinno dochodzić do gigantycznych starć wrogich armii przy blasku dział laserowych i towarzyszącym temu dźwiękom „piu piu”, to tak naprawdę mało tam tej hardcorowej walki; za to więcej rozkmin, knucia i nieustających spisków na flotę Geary’ego. Tu bomba, tam zasadzka i ciągłe konflikty wynikające z problemów z komunikacją z Tancerzami, z Syndykami, czy też ochroną statku/pancernika, który sam w sobie jest wrogo nastawiony… Czyli niby się dzieje, ale nie to co powinno.
Dla osoby bez znajomości serii, książka będzie koszmarem, bo nie zrozumie totalnie nic. Dla kogoś kto przeczytał poprzednie części, będzie takim małym zastopowaniem i wyjaśnieniem kilku dotąd niezrozumiałych kwestii. Pokaże relacje, przyczyny konfliktów i wydaje mi się, buduje drogę dla kolejnej, już mocniejszej części.
Akcja jest szybka, ale jakby nie złączona prawidłowo, tzn., niby jest tak, że jedno zdarzenie wynika z drugiego, ale cały czas ma się wrażenie, że coś jest nie tak. Że powinno być zbudowane inaczej i, że czegoś brakuje. Tak naprawdę wszystko rozkręca się gdzieś przy 2/3 książki i zaczyna się wtedy nie tylko układać w jedną prawidłową całość, ale wciąga i zaskakuje zakończeniem. Dla mnie jednak trochę za późno…
Trzeba przyznać Campbell’owi, że potrafi pisać. Ja, jeszcze chwilę temu, nie miałam styczności z SF, ale kiedy po nią sięgnęłam, głównie w polskim wydaniu, wciągnęła mnie bez reszty. Spodziewałam się, że z Zaginioną Flotą, będzie tak samo, jednak męczyłam się okropnie i w momencie gdy już miałam zaprzestać czytania (co zdarza mi się rzadko) przyszedł moment w którym pewna urocza osóbka poucza żołnierza jak ma rozbroić bombę … i było to tak zabawne i lekko napisane, że stwierdziłam, że jednak coś w tym jest i że ten autor może jeszcze stworzyć historię, która wciągnie mnie bez reszty. No i to zakończenie, jest mocne, bardzo mocne!
Jeśli to seria, która skradła Wasze serca, przeczytajcie, bo to dalsza część historii i wstęp przed kolejnymi rozgrywkami.
Jeśli Niezwyciężony czy Dreadnaught nie były w Waszym stylu, to i Strażnik nie przypadnie Wam do gustu.
Czy ja sięgnę po kolejną część? Cóż… chyba dam jej szansę, bo coś w tym pisaniu Autora jest, jakaś lekkość i pomysły, które czasem przyprawiają o zawrót głowy… Nasza ekipa dużo rozprawiała o tej serii podczas czytania, a to oznacza, że bez względu na to czy się nad nią natrudziliśmy, miała w sobie ten pierwiastek, który sprawia, że książka jest warta uwagi.
John Geary to taki facet, który ma szanse zmienić losy ludzkości… sami zdecydujcie czy będziecie mu w tym towarzyszyć…