James Islington „Cień utraconego świata”

James Islington Cień utraconego świata czaczytać James Islington "Cień utraconego świata"
James Islington „Cień utraconego świata” 5.00/5 (100.00%) Głosów: 4 s

Islington napisał powieść i wydał ją sam. Podzielił się z Czytelnikami swoją wizją, zaryzykował i teraz jest czytany na całym świecie. Podziwiam i równocześnie wdzięczna jestem niezmiernie za tę odwagę, bo dzięki niej Trylogia Licaniusa stopniowo rozpoczęła swoją drogę ku mnie 😀

CUŚ jest opowieścią z tych które pokocha każdy fan gatunku, bo ma bohatera owianego tajemnicą, grupę przyjaciół, których losy przeplatają się ze sobą, przygodę z tych mocno wciągających i magię, która nie może uwolnić się spod jarzma ograniczeń.  Czy Cień Utraconego Świata jest wybitny? Nie, jest bardzo dobry, ale ma zadatki by stać się pierwszą częścią wybitnej serii.

W skrócie to fabularnie jest tak, że Davian zmaga się ze swoją niemocą, a tu bum, wydarza się coś straszliwego i chłopina musi wyruszyć na niebezpieczną wyprawę, gdzie towarzyszyć mu będzie jego wierny kompan, a potem to już mamy element drogi, rozwikływanie coraz to nowszych i bardziej pokręconych zagadek, spotkania, powiększanie się drużyny, CZAS, Ashę, która również łatwej drogi nie ma i… Tak to się kręci.

Dużo się dzieje, bo mamy kilka równocześnie prowadzonych wątków, co z jednej strony jest dobre, bo CUŚ jest dynamiczny, ale z drugiej, niestety, nie jest równo i czasem łapałam się na tym, że chciałam by rozdział skończył się jak najszybciej, bo spieszno mi było do przejścia do bohatera, którego losy interesowały mnie o wiele bardziej.

Na plus wszelkiego rodzaju polityczne zagrywki i walka o… Równouprawnienie. No właśnie, musicie wiedzieć, że Islington stworzył świat w którym grupy z pozoru najsilniejsze muszą tłumaczyć się z każdego siły użycia, a Ci, którzy z pozoru mają i chcą najmniej, dążą do zdobycia władzy. Podobało mi się to rozwarstwienie, to spoglądanie z różnych perspektyw na odzyskiwanie pozycji przez co poniektórych, podejmowanie decyzji dla „większego dobra”, które mogą przynieść olbrzymie profity, bądź zmusić jakąś nację do wegetacji w podziemiach. Bardzo to dobrze skonstruowane było i wciągało w swe zawiłości ;P

Cień Utraconego Świata odkrywa przed nami karty stopniowo. Najpierw trzyma w niepewności, buduje intensywnie napięcie, a potem, bez wielkiego bum, za to sukcesywnie i stopniowo, odpowiada na pytania, by gdzieś tam w środku i na finiszu… Podarować nam kolejne tajemnice.

Kończąc książkę, cóż, nerw mnie tłukł, bo dowiedziałam się sporo, ale pytania o przyszłość (czy może przeszłość? Cholera wie!) pozostały otwarte.

Walka, czy używanie mocy spoko. Nie jest jakoś koszmarnie brutalnie, nie ma częstych scen batalistycznych, ale wszystko tu jest wyważone, na swoim miejscu i jak już się pojawia, to jest zgrabnie wpasowane w akcję.

Świat przedstawiony bardzo rozbudowany, spójny, z dobrze rozplanowanymi postaciami.

Czy coś jeszcze? No, może jeszcze taka wzmianka, że CUŚ ma w sobie cuś świeżego, takiego lekkiego, pomimo ciężkiego (czasem) klimatu. Taka w nim nieoczywistość jest, ale też wspomnienie starych dobrych serii…

CzaCzytać, bo nigdy nie wiadomo, czy jutro już się nie wydarzyło…