Jarosław Grzędowicz „Wypychacz zwierząt”

Jarosław Grzędowicz Wypychacz zwierząt czaczytać Jarosław Grzędowicz „Wypychacz zwierząt”
Jarosław Grzędowicz „Wypychacz zwierząt” 5.00/5 (100.00%) Głosów: 1

Są takie książki, które kształtują nasze literackie gusta. Mają w sobie coś niezwykłego, czytamy je w momencie przełomowym, albo powodują, że nagle klik, przeskakuje nam w głowie jakiś neuronik i mówi; teraz to Twoja droga.

Takim moim „przeskokiem” był, lata całe temu, Wypychacz Zwierząt, wpadł mi w ręce, bo zaczytywałam się w Kingu i miałam giga potrzebę pochłaniania wszystkiego co horrorem zwane, no i gdy tylko zobaczyłam ten tytuł, to stwierdziłam, oczywiście bez zagłębiania się w opis co to i z czym się je, że biorę… a tu?! Tu, trzynaście niezwykłych, mądrych i wnikających gdzieś tam do środka tekstów co to tłuką się nam później w głowie i w duszy, by po chwili wyszeptać; oż cholera, ależ to dobre.

Tytułowy Wypychacz Zwierząt pomimo, że króciutki, kradnie serce urokiem i makabrą. U Grzędowicza te dosłownie kilku stronicowe opowiadania, jak właśnie Wypychacz, Weneckie Zapusty (bo czyny maja swoje konsekwencje) , czy Trzeci Mikołaj (przesympatyczne przesłanie ze świątecznym klimatem) mają w sobie całe morze treści. Ileż tam smaczków; to się człowiek nad swoim życiem zastanowi, to zapłacze, albo uśmiechnie półgębkiem- uwielbiam je po prostu.

Są też dłuższe twory jak Pocałunek Loisetty, który ma mroczny i makabryczny klimat, ale jednak niesie ze sobą tęsknotę jakąś taką; czyta się niesamowicie. Buran wieje z tamtej strony (chyba mój numer jeden), czyli historia niezwykłego spotkania i dwóch światów, które się dzięki niemu połączyły, no i Weekend w Spestreku! Czysty majstersztyk- i patrząc na to co dzieje się teraz na świecie, dziwnie aktualny.

Opowiadania są różnorodne; Hobby ciotki Konstancji (przed przeznaczeniem nie uciekniesz), które odczuwam jak wieczorne spotkanie z przyjaciółmi nad kieliszkiem wina i straszliwymi opowieściami. Nagroda, traktująca o tym jak to korpo życie nas… Zmienia. Jest też podróż w czasie z mocnymi elementami fantastyki naukowej i finałem, który pozostawia Czytelnika w stanie kaca książkowego (Zegarmistrz i łowca motyli)Grzędowicz łączy rzeczy i pojęcia z pozoru nie do pogodzenia, jak na przykład okręty podwodne i mity nordyckie (Wilcza Zamieć). Daje nam coś w zupełnie innym stylu jak Obrona konieczna, by jednak w ostatnim zdaniu objawić się klasycznie, lub przeraża pomysłem na Specjały kuchni wschodu.

Najlepiej z mojego „pierwszego czytania” zapamiętałam Farewell blues, które biorąc pod uwagę naszą rzeczywistość i nowy rodzaj wykluczenia i fanatyzmu jaki się w niej objawił, każe mi podejrzewać, że gdyby obca cywilizacja się u nas zjawiła, to bralibyśmy ich zapewnienia w ciemno, bez choćby mrugnięcia okiem.

Ach i jeszcze posłowie, które niczym wisienka na torcie, dopełnia całości. Autor tłumaczy w nim co, kiedy i jak powstało, opisując w kilku słowach poszczególne utwory i związane z nimi przeżycia, czy przemyślenia.

Nowe wydanie, to też świetna szata graficzna i przegenialne ilustracje Dominika Brońka; są fantastyczne.

Zachwycam się tak bardzo, bo Wypychacz Zwierząt to taki zbiór, który nie tylko rozrusza Wasz mózg, zmusi do refleksji, ale także i chyba przede wszystkim, jest literackim arcydziełem, które się czyta, potem się wspomina, znów się czyta, by po chwili myśleć o przeczytaniu go po raz kolejny…

CzaCzytać! By stał się również Waszym klasykiem.