John Flanagan seria „Zwiadowcy”
Kroniki Wardstone skończone i tak sobie myślę, co by tu zrecenzować. Patrzę i patrzę, szukam i szukam, aż tu nagle dostrzegam Zwiadowców…
Zaczyna się od Ruin Gorlanu;
Młody chłopak, Will chce zostać rycerzem. Niestety jego mikra postura i brak siły skutecznie mu to uniemożliwiają. Pewnego dnia chłopak dostaje propozycję od tajemniczego mężczyzny. Mianowicie ma się uczyć na Zwiadowcę- tajemniczego wojownika służącego fikcyjnemu państwu. Tymczasem coraz bardziej zbliża się wielkie niebezpieczeństwo…
Potem mamy Płonący Most:
Po pokonaniu straszliwych kalkar uczeń i mistrz dalej muszą powstrzymywać potwornego Morgaratha. Jedyną przeszkodą stojącą na drodze złego tyrana stanowi wielka rozpadlina. Całe szczęście, że nie ma mostu. UFFF. Gdyby był most, to koniec. Naprawdę dobrze, że go nie ma. Wyśmienicie wręcz…
BOŻE ŚWIĘTY!!!!! Mają most, teraz trzeba go spalić!
(O to chodzi w tej książce. Tak z grubsza. Wiem, może trochę dramatyzuję, ale książka nazywa się płonący most, na okładce widać płonący most, a w opisie jest napisane, że całe szczęście, że jest rozpadlina uniemożliwiająca przejście Morgaratha. Trochę to chyba jednak zdradza fabułę książki. Po spojrzeniu na okładkę czytelnik wie już wszystko i to jest moim zdaniem troszeczkę, no ociupinkę słabe…:P)
Natępnie jest Ziemia Skuta Lodem;
Will i Evanlyn zostali porwani przez Skandyjczyków. Tymczasem Halt i Horace starają się dotrzeć do Skandii by uratować swoich przyjaciół.
I tak dalej i tak dalej…
Będzie to pierwsza w moim wykonaniu recenzja całej serii. Początkowo starałem się recenzować kolejne części pojedynczo, ale wszystko to było jedno i to samo. Zapraszam, więc do recenzji całości Zwiadowców.
Zarys fabuły już mniej więcej znacie, Will i jego coraz większa kompania przeżywają coraz to nowe przygody. Czasem zdarzy się jakiś skok w tył czy zbiór opowiadań, ale głównie są to niepowiązane ze sobą historie z życia coraz to starszego Willa; koniec końców sam zdobywa ucznia i seria zaczyna zataczać koło.
Zwiadowcy nie zachwycają. Są to kolejne młodzieżowe powieści, przeznaczone głównie dla młodszych czytelników. Mamy standardowo dobrych i złych, z czego tutaj przeciwników jest naprawdę wielu, bo tak naprawdę z większością części są powiązane totalnie różne wydarzenia..
Bohaterowie jak bohaterowie: jest ponury mistrz, młody uczeń, jacyś przyjaciele. Nie wbijają Ci się w mózg by pozostać tam na dłużej, ale młodzieży w wieku 11- 13 lat się spodoba, bo naprawdę wiele się dzieje. Zwiadowcy mogą stanowić dobry początek czytelniczego szaleństwa.
Akcja niestety nie jest wybitna i tak naprawdę straszliwie się rozwleka.
Minusem jest to, że każda część jest nie specjalnie powiązana z poprzednią (nie licząc bohaterów), więc nie można się w pełni na tym wszystkim skupić. Jak te jajowe romanse, bez specjalnej fabuły, niby jedna postać wszystko scala, ale same historie kupy się nie trzymają i nie tworzą jednej wspólnej całości.
Styl też był taki sobie; mało ciekawych opisów i ogólnie jakoś biednie to wszystko wypadło.
Okładki są kiepskie. Niektóre pokazują dokładnie całą fabułę i są dość… hmmm… brzydkie.
Kraje z powieści mogą nieco odwzorowywać te prawdziwe i nam znane, więc jest to jakiś smaczek.
Plusem jest też to, że choć w wielu powieściach główną bronią bohaterów jest miecz, to tutaj podstawowy oręż to łuk i jest to na pewno taka odskocznia od standardowej fantasy. Generalnie mamy tu kilka motywów rzadko używanych w książkach tego typu, więc taki leciutki powiem świeżości, pozwala nam na przekopywanie się przez kolejne części. A książki są cieniutkie, więc wiele czasu nie zajmą.
Kończąc, to młodzieżówki, które nie prezentują nic rewolucyjnego, ale mogą stanowić taki pierwszy przystanek przed rozpoczęciem przygody z książkami.
Lekkie, niewymagające, z pozytywnym przekazem… Coś niezobowiązującego na początek lata… A przy takich warunkach pogodowych, jak 30 stopni w cieniu, czasem trzeba odpuścić ciężkie wątki dla samej przyjemności czytania…