Joseph Delaney „Krew Stracharza”
Trza dom odbudować. Książki nowe kupić. No cóż, ruszamy do Todmorden!!!
Podczas gdy Grimalkin ucieka, uczeń i mistrz starają się odbudować dom i bibliotekę. Niespodziewanie, niejaka panna Fresque, wychodzi z propozycją sprzedania paru ksiąg na temat Mroku. Jednak, po dotarciu do miejsca zamieszkania owej kobiety, Stracharza i Toma czeka przykra niespodzianka (no innego wyjścia nie ma !!).
Kolejna dobra część. Standardowo świetny styl i wspaniała fabuła, która wciąga czytelnika. Ciekawe, niebanalne i nowe postacie to już też standard. Tak samo z kolejną świetną okładką- moim zdaniem, najlepsza jak dotychczas.
Cóż, nie byłbym sobą, gdybym nie zachwycił się tym wszechobecnym, mrocznym klimatem. W pewnym momencie odczuwałem nawet lekkie zaniepokojenie, co dla mnie, fana wszelkich horrorów i postapokaliptycznych stworów jest zdarzeniem, delikatnie ujmując, niecodziennym.
Na uwagę zasługuje też prosty, łatwy do przyswojenia język, który zachęca do czytania.
Ale…. Zawsze, przecież musi być jakieś ale, to jest już ten moment, nawet po świetnym odświeżeniu serii, jakim była poprzednia część, kiedy tak naprawdę potrzebuję tylko końca. Końca tej świetnej przygody, którą śledziłem tak długi i z zapartym tchem. Niestety w pewnym momencie czytania (co rzadko mi się zdarza) doszedłem do wniosku, że ten tom został niejako wepchnięty na siłę. Niby kolejna ciekawa historia, ale, jakoś tak zupełnie niepotrzebna. W mojej biednej, skołatanej głowie pojawiła się ta straszna myśl „ no czas najwyższy kończyć!”. Czy to nie jest ten moment kiedy powinienem poznać odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania? Czy historia Stracharza, jego ucznia i młodej Alice nie powinna zyskać pięknego podsumowania?
To już zostawiam do oceny wam.
Jak zawsze polecam. Prawda jest taka, że po przeczytaniu tylu tomów, pomimo zmęczenia materiału, po prostu musisz się dowiedzieć co się wydarzy i czy Delaney jeszcze czymś zaskoczy… A przecież wiecie, że stać go na wiele!!