Magdalena Kubasiewicz „Kołysanka dla Czarownicy”
Śmieszna sprawa z tymi książkami, czasem jest tak, że widzisz jakąś okładkę i w środku czujesz takie ciągnięcie, potrzebę jak najszybszego posiadania i późniejszego pochłonięcia Że taki wstęp już kiedyś był? A no chyba był, ale tak właśnie miałam przy Kołysance; zobaczyłam okładkę i musiałam wiedzieć co jest nią opatulone.
Kołysanka dla Czarownicy trafiła w me łapy chwilkę przed premierą i co tu dożo gadać sprawiła mi olbrzymią frajdę. Urban Fantasy to gatunek, który wielbię, bo chyba gdzieś po cichu chciałabym wierzyć, że obok nas żyją istoty magiczne. Wyobraźcie to sobie; nasze czasy, nasza technologia, a w dzielnicy obok, za ścianą zupełnie inny świat, ukryty przed wzrokiem mugoli, rządzący się swoimi prawami i wypełniony fantastycznymi mocami; no bajka! A no właśnie bajka, to jak najbardziej pasujące tu słowo, bo Magdalena Kubasiewicz wplata baśniowe motywy w swoje książki i dzięki temu mają w sobie jeszcze więcej uroku i tego jakiegoś takiego poważniejszego smaczku, który nadaje jej powieściom głębi.
Jeśli chodzi o samą fabułę, to wszystko zaczyna się od pewnego grobu, opiera się na wiedźmie, co to mało kto ją lubi, dotyka pewnej bogatej pannicy, co to ma zadatki na potężną osóbkę i jeszcze przenika przez władze, które z pozoru paskudno- charakterne okazują się być całkiem ok i chyba są nawet przyszłościowe.
Akcja jest wartka. Idealne połączenie kolejnych zdarzeń prowadzi do szybkiego i nagłego końca. Co ciekawe z jakiegoś przedziwnego powodu pierwsze dwie strony powieści nie tylko mi nie weszły, ale wydawały mi się być napisane za prosto, ale wrażenie to się znikło równie szybko co się pojawiło i nie objawiło się potem choćby na milisekundę.
Kołysanka jest fajną książką, jednych z tych, w których na kontynuacje czekasz i cieszysz się jak dziecko gdy tylko pojawia się na sklepowych półkach. Ma w sobie zbiór elementów, które uwielbiam, czyli wkurzających członków rodziny, zaczarowane, dawno zapomniane miejsca, opiekunów, potężne magiczne moce, miłość z tych trudnych, lub minionych, historie niedopowiedziane, rodowe spory… No i napisane to jest językiem współczesnym, ale bez przesady, z przyjemnymi mądrymi naleciałościami, żeby nie było za banalnie.
To powieść zarówno dla fanów UF jak i dla tych co lubią dobre historie z zagadką w tle, no i jeszcze dla tych co to kibicują tym bohaterom, za których może świat w którym żyją nie trzyma kciuków, ale za to przywiązują do siebie Czytelników tak mocno, że nawet kiedy książka jest już za nami, to kciuki jak były trzymane w trakcie, tak trzymane są nadal.
CzaCzytać, bo nigdy nie wiadomo, czy jabłko nie jest akurat pełne magii…