Maja Lidia Kossakowska „Więzy Krwi”
Opowiadania są spoko, lubię je. Dobrze i szybko się czytają, no i jeszcze, towarzyszy człowiekowi takie poczucie, że to skończone historie, więc nie trzeba się zamartwiać kiedy tam powstanie kolejna część, czy inna cholera.
Taaa, założyłam, że z Więzami Krwi będzie jak wyżej, no bo niby czemu miało by być inaczej?! A tu klops. Maja Lidia Kossakowska wbiła mnie tym tomikiem w fotel i tak sobie, na nim, do tej pory siedzę, z nieustającym poczuciem szoku i niedowierzania
Ale zanim przejdę do szoku powodu, chciałam tylko zaznaczyć, że okładka jest genialna; niezwykle klimatyczna i oddająca atmosferę treści, w tym wydaniu, zawartych!
Dobrze, to teraz meritum i trochę szczegółów; po pierwsze Autorka każde z opowiadań poprzedza krótką notką na temat przyczyn jego powstania, bądź anegdotką z nim związaną i jest to zabieg fajny.
Po drugie tematyka, która jest potwornie, wręcz, smutna i dołująca. Poważnie. Miałam ochotę usiąść i się zabeczeć. Co mam zrobić? Opisać Wam poszczególne rozdziały? Nie ma mowy! Sami to przeżyjcie i jeśli nie dopadnie Was mała deprecha to będę pod olbrzymim wrażeniem. Mnie było smutno prawie cały czas, z małymi przerwami na krótką myśl, że może to będzie wesołe… ale nie. I nie wiem czy nie widzę ukrytych treści (a może właśnie, owe ukryte treści, widzę we wszystkim?) czy ki cholera wie co, ale dla mnie one wszystkie były koszmarnie dołująco- przejmujące.
Nie zachęcam Was za bardzo, co? Cóż, pędzę z wyjaśnieniem; smutny NIE znaczy zły. To piękne opowieści! Bywa, że brutalne i przerażające, ale przede wszystkim piękne. W pewien sposób, choć dotykające różnych tematów i pochodzące z innych etapów twórczości Autorki, zawsze dotykają spraw ważnych i tajemniczych. I nawet ta dopadająca mnie melancholia była dobra; bo wynikała z potrzeby zastanowienia się nad właśnie przeczytana treścią, czy… swoim życiem (jakkolwiek pompatycznie to brzmi, to tak właśnie było).
Dużo tu elementów fantastyki, gdyż są to teksty magiczne. Bywa, że akcja mknie do przodu i choć nie mogę napisać, że są tu strzelaniny, pościgi, wojny gangów… a chwileczkę, właściwie to mogę- te elementy, jak nic, też się tu znajdują!
Romans? Cóż, nieoczywisty, ale się zdarza.
Bohaterowie zapadający w pamięć? Oj bardzo; bo ich historie dają mocno popalić.
Świat przedstawiony? Mroczny i podkręcający klimat poszczególnych opowieści. Ale bywa, że świat ten jest oddalony od naszego o lata świetlne i tam- przyszłość miesza się z przeszłością; takie to dobrze skonstruowane, takie przemyślane, nie można przejść obok obojętnie.
No i jeszcze jedno. Jest tu jedno opowiadanie pt. Zwierciadło, które, aż prosi się o powieść. Och, jakże straszliwie się prosi… Jest jak dobry pierwszy rozdział, jak wstęp do czegoś wielkiego, jest genialnie wręcz, wciągające i chce się wiedzieć co będzie dalej (to ten moment w którym możecie sobie wyobrazić, że powrzaskuje )!!!!!!
Moje ulubione? Nr 1, czyli Mucha. Ta dusza, ta śmierć… takie to z jednej strony piękne a z drugiej… przytłaczające; siedziałam, czytałam i myślałam- o sobie, swojej przyszłości i tym czego boję się najbardziej.
Każdy może przeczytać 9 historii zawartych w tomie Więzy Krwi i przyjąć je na swój sposób; jako ciekawe fabularnie twory, mądre przypowieści, albo dobrą, fantastyczną przygodę. Ja, biorę je na klatę jako obraz przejmującej, acz pięknej, rozpaczy i będę się nimi napawać długo i wnikliwie, bo tak mądre i, równocześnie, fascynujące opowiadania nie zdarzają się często! A jeszcze zebrane w jedną książkę? Bajka!
Kupujcie, czytajcie, rozmyślajcie i rozmawiajcie o tym co w Więzach Krwi się kryje… bo pięknie jest. Smutno, ale pięknie!