Malgorzata Falkowska „Nagranie”
Dobre kryminały, thrillery i wszystkie te gatunkowo- dreszczowe książki mają to do siebie, że szybko wciągają i z niesamowitą wręcz precyzją, uderzają w Czytelnika odpowiednią dawką uzależnionka, a dodatkowo, przy właściwej promocji… mogą opanować świat!
Nagranie ma potencjał, bo sam pomysł na morderstwa jest fajny; zaczyna się od zaginięć młodych mężczyzn, a potem do rodzin ofiar zaczynają przychodzić nagrania, wraz z uroczymi karteczkami, które to tworzą zestaw zwiastujący nowinę, ale w żadnym wypadku nie jedną z tych radosnych…
Co na plus? Na pewno sam pomysł zbrodni, bo seryjny życia pozbawiciel, w tym przypadku, jest postacią niezwykle tajemniczą i długo nie mamy żadnych śladów, które mogą do niego doprowadzić. Zapętlenie akcji jest ciekawe, zmyłki, zwroty… no jest czym się denerwować
Świetnie zaznaczone jest też policyjne rozłożenie sił… tzn. zależności pomiędzy komisarzem, jego podwładnymi, czy kontakty partnerów, sposób w jaki rozmawiają i takie tam inne… bardzo mi się to podobało, bo trzymało klimat.
Torunia jest tu troszkę, więc mieszkańcy, czy Torunio-lubni (Ja! Ja!) będą zadowoleni :).
Komisarz Maciej Gorczyński jest rozpisany w punkt, tzn. jak się faceta czyta, to pojawia się to poczucie, że tak właśnie może działać komisarz z wydziału zabójstw. Co do Sylwii Trojanowskiej, drugiej wiodącej postaci, jasnowidzki, to nie do końca mam wyrobione zdanie, bo tak naprawdę nie wiemy o niej dużo. Nie potrafię powiedzieć jaką bohaterką jest, bo za bardzo skupiła się na swojej relacji z Gorczyńskim.
No i tu właśnie pojawia się jeden z moich minusów, od razu uprzedzam, że jest to minus MÓJ, bo ja jednak w kryminałach potrzebuje głównie akcji, a same relacje interesują mnie, tylko jeśli mają wpływ na śledztwo, czy też postępowanie mordercy. Romansowe wątki są ok, ale gdy nie ma ich zbyt dużo, a w Nagraniu, jest ich sporo. Odczuwałam lekki przesyt, bo taki ten związek, troszkę, był dla mnie zbyt nachalny, nie do końca podobało mi się podejście bohaterów do kwestii sypiania ze sobą, w takiej a nie innej sytuacji życiowej i, właśnie, przez to miłosne przesycenie miałam problem z docenieniem całości jako historii kryminalnej. Dodatkowo, jeśli bohater czuje, że robi źle, to ja chce być przekonana, że on z tym wyrzutem sumienia ma problem, tutaj, tego nie czułam.
No i minus numer dwa to samo rozwiązanie zagadki; historia, bezsprzecznie, trzyma w napięciu- zastanawiacie się co, jak i dlaczego- tu przeszczepy, tam torba z Piotra i Pawła, piosenka w tle, martwych mężczyzn całe multum- myśli krążą i krążą, a nagle… rozwiązanie się objawia i napięcie siada. Za szybko, za łatwo i zbyt niespodziewanie, a gdyby tak ten kryminalny wątek z większym bum skończyć, to byłaby już bajka.
Zapytacie, więc czy warto? No to powiem Wam, że Małgorzatę Falkowską czyta się przyjemnie, dobrze prowadzi postacie, rozwija wątki i potrafi zaintrygować. Dla mnie, trochę za dużo romansowych akcji, ale jeśli takowe lubicie (w połączeniu z zabójcy poszukiwaniem oczywiście ), to idealna pozycja dla Was.
Jeśli powstanie kontynuacja, to ja z chęcią zobaczę jak to się rozwinie i kogo tym razem przyjdzie nam ścigać… Bo, bez względu na miłosny misz masz, mordowanie w wykonaniu Autorki jest krwawe i pokręcone, czyli dokładnie takie jak lubię
CzaCzytać