Marcin Podlewski „Głębia. Bezkres”

Marcin Podlewski Głębia Bezkres czaczytać Marcin Podlewski „Głębia. Bezkres”
Marcin Podlewski „Głębia. Bezkres” 5.00/5 (100.00%) Głosów: 1

No tak, przeczytałam ostatni tom Głębi; głośno zapowiadany „…finał epickiej historii…” i płakać mi się chce nad własną głupotą. Nie, żeby było mi smutno, a gdzie tam! Jestem wściekła! Zaczynanie tej przygody od ostatniego tomu jest dziwne, wiem, ale jakoś mi do tej pory było nie po drodze, skupiona na innych projektach, nie miałam czasu na to, żeby zabrać się za tę historię z należytym szacunkiem, czyli od początku. Z innymi seriami jakoś wychodziło, no i tu wszyscy tak się zachwycali, tak zachwalali, że stwierdziłam; phi co to dla mnie?! Przelecę ten ostatni tom a jak mi się spodoba to ruszę na podbój całości… no i dupa, dostałam rykoszetem własnej, durnej decyzji, z taką mocą, że aż mam ochotę się tu teraz wydrzeć, nie zważając na jakiekolwiek konsekwencje…

No dobra, ale skąd ten jakże emocjonalny wstęp? Cóż, powiem krótko, Marcin Podlewski jest genialnym pisarzem, który tworzy swoje opowieści z taką perfekcyjną dbałością o szczegóły, że dech zapiera. Brzmi mocno ? No wiem!

Blady Król powrócił i robi niezły burdel a raczej niszczy wszystko co staje na jego drodze; czemu? Jak? To już jest ta część, którą musicie odkryć sami, ale powiem Wam, że się dzieje. Opisy działań tej tajemniczej postaci, jego zastępów, są niesamowite. Tyle w tym niezwykłych obrazów, wizji i przeróżnych zdarzeń, że no chce się czytać i nie przestawać choćby na chwilę (chyba, że zaczyna się czytanie od dupy strony… to mogą Was czekać przeżycia jak te opisane w trzecim akapicie od końca 😉 ).

To SF w czystej genialnej postaci. Sztuczna Inteligencja nabiera tu zupełnie innego wymiaru. Ludzie, w ostatecznym starciu walczący nie tylko z nadchodzącym końcem, ale także ze swymi największymi lękami. Olbrzymie, zapierające dech w piersiach, sceny batalistyczne, statki kosmiczne w połączeniu z obrazem Wypalonej Galaktyki to majstersztyk.

Poświęcenie, tchórzostwo, walka o władzę czy miłość a wszystko to przyobleczone w technologiczny żargon i prawa fizyki, które tworzą razem powieść, która ma w sobie wszystko to, czego potrzebuje spragniony dobrej pozycji z SF, czytelnik.

Są tam takie momenty jak decyzja podjęta przez Johnny’ego Osiem (okraszona słowem „srak”), które powodowały u mnie uśmiech, pomimo, że właśnie miała miejsce mega, gigantyczna rozpierdówa. Są postacie, które nie mogły wyjść mi z głowy jak Erit Nakamuro, Wise, Fibonaccia, czy Kirke Bloom z całą swoją ekipą (których to wątek był moim ulubionym), długo po skończonym czytaniu. No i jeszcze jest finał, który był dokładnie taki jak się spodziewałam; mocny i odpowiadający na pytania, które rodziły się w mojej głowie podczas lektury.

Wiecie już, że nie czytałam pierwszych trzech tomów, więc wejście w Bezkres było dla mnie bardzo trudne. Szczerze mówiąc to było jak szalony rajd kolejką górską; zaczęłam i pomyślałam- matko, jak to jest dobrze napisane- przeczytam. Kilka stron później miałam ochotę się zastrzelić; nie wiedziałam co się dzieje, kto jest kim, nie mówiąc już o tym, że nie wiedziałam czy czytam właśnie o człowieku, maszynie, czy może Autor stworzył jakieś ich szaleńcze połączenie. Techniczny język, skróty, pojęcia stanowiły dla mnie zaporę, która była, początkowo zupełnie nie do przebrnięcia, ale nie mogłam przestać. Ba! Nie miałam nawet czasu, żeby poczytać o tym co działo się w poprzednich tomach, bo nagle doszłam do wniosku, że ta historia choć, dla mnie, obdarta ze swego początku, jest genialna. I im szłam dalej, tym nagle, wszystko stawało się jasne, bo już trzymałam kciuki za Grunwalda, wściekałam się na Heroldów, by po chwili zrozumieć czym tak naprawdę są. Śledziłam poczynania Andy i docierało do mnie, stopniowo, do czego dąży i tylko lekkie „ojej” się wydobywało z mojego zaskoczonego „ja”… Wciągnęło mnie to straszliwie i choć, nie znam całej serii to polecam Wam zapoznanie się z nią, żeby dotrzeć do tomu czwartego i móc czerpać z niego całymi garściami.

To zupełnie inne spojrzenie na życie jako takie; to przyszłość w czystej jej postaci. Śmierć nie będąca końcem egzystencji. Połączenie ciała z maszyną. Jaźń, przyczynowość, byt jako taki… ileż w tym nieodkrytych i fasynujących tematów do zgłębienia, ile prawd do odkrycia! Marcin Podlewski dopracował to tak skrupulatnie, że potrzeba dyskusji nad jego powieścią jest nie do pokonania! Jestem oczarowana zarówno wartką akcją, jak i wielowątkowością, ogromem świata przedstawionego, dopracowaniem poszczególnych postaci no i jeszcze tą, perfekcyjną realnością praw fizyki rządzących kosmiczną rzeczywistością!

Czy CzaCzytać ?! Tak! Jasne, że tak! Bezsprzecznie! Bezkres wciąga, paraliżuje i zmusza do pójścia za nim, aż przed oblicze Bladego Króla… a potem? Potem pozostanie jedynie nadzieja…