Michał Gołkowski „Komornik”
Śmierć każdego człowieka, to taka jego mała, osobista apokalipsa. No bo przecież, następuje wtedy koniec całego jego jestestwa i równocześnie, rozpoczyna się (mam nadzieję) coś zupełnie nowego. Reinkarnacja, Niebo, Piekło, uwolnienie energii… no pomysłów na to nasze pozagrobowe „być” jest mnóstwo, tak jak religii, w których możemy wybierać do woli. A i koniec świata, każda z tych religii ma inny. Gołkowski wybrał chrześcijańską wizję apokalipsy i… stworzył historię, która, co kompletnie przerażające, wydaje się mieć, koszmarnie, prawdopodobny przebieg…
Żeby nie było, wszystko zaczyna się jak należy; gwiazdy spadają z nieba, ludzkość dopadają przeróżne plagi, Jeźdźcy ruszają na podbój nieszczęsnych, grzesznych dusz, ale, jasna cholera, coś się ta cała „armagedonowata” sprawa zaczyna przeciągać. No bo, wyobraźcie sobie nas, ludzi w XXI wieku, którzy muszą się zmierzyć z nadchodzącym końcem! Przecież nie ma szans po dobroci! Część nie uwierzy, część się nie da i będzie walczyć, kolejni zbratają się z wrogiem, ktoś ucieknie, ktoś zaneguje, włączy się kombinatorstwo i tak to się będzie tym anielskim wysłannikom dłużyć… A nadejście Pana? Moment ostateczny? A co jeśli się nie zjawi? No właśnie…
W książce, w związku z tym przekroczeniem wszelkich, możliwych terminów i licznymi niepowodzeniami zastępów anielskich, siły wyższe, zwracają się do ludzi, po swego rodzaju wsparcie, zaciągając do swych szeregów oddziały Komorników tj. ludzi, którzy nie umierają (no może umierają, ale są nieśmiertelni- doczytacie, zrozumiecie) i zajmują się wyszukiwaniem i eksterminacją, co sprytniejszych i bardziej opornych grzeszników. Jednym z komorników jest Ezekiel VII główny bohater całej tej historii, którego, choć się nie chce, z racji wykonywanego zawodu, to nie da się nie polubić… albo, przynajmniej, się do niego nie przywiązać.
Poznajemy Ezekiela, w momencie otrzymywania kontraktu a później, podążamy za nim, powoli poznając reguły panujące w tym spapranym świecie „Po” i biorąc udział w coraz to bardziej fascynujących pościgach. Przedstawia się nam stopniowo; podczas zleceń, umierania, rozmów, urywków z przeszłości. Czasem gdy dokonywał jakiegoś wyboru, musiałam, z przykrością stwierdzić, że to był jedyny i słuszny krok, choć wcale nie czyniło to z niego bohatera o którym mogłabym powiedzieć: to dobry facet. A czasem gdy robił coś z pozoru złego, to tak naprawdę złe nie było…
Anioły, święci (jeden z zamiłowaniem do pornografii, nawet, troszkę da się lubić), cherubiny, i całe to niebiańskie towarzystwo jest tak koszmarnie potworne i bezuczuciowe, że aż czasem nie mogłam uwierzyć w słowa pojawiające się na kolejnych stronach. Gołkowski stworzył straszny świat, pełen przerażających istot, pozbawionych jakiegokolwiek elementu współczucia, łaski czy dobra. Jeśli liczycie na miłą historie o aniołkach zstępujących na chmurkach, z ekipą jednorożców na kolorowej tęczy, to nie jest książka dla Was. Tu krew się leje strumieniami, ludzkość (przynajmniej jej część) walczy o przetrwanie i to wszelkimi, możliwymi sposobami i co najgorsze, też nie jest wspaniała… Tak naprawdę, mało w tym wszystkim jakiegokolwiek pozytywnego przesłania, ale jakieś jest, więc wiary w człowieczeństwo nie stracicie 😀
To dobra książka, dopracowana, z genialnie zarysowanymi postaciami i światem przedstawionym, który przyprawia o dreszcze.
Sam pomysł jest po prostu wybitny i należą się za niego autorowi brawa.
Fabuła wartka i szybka. Trochę zagadek, dużo poszukiwań, złożonych i ciekawych postaci, wszechobecne poczucie zagrożenia, śmierć, trochę odpowiedzi, parę zagadek, dobre sceny walki… Naprawdę, świetnie napisana i warta przeczytania.
Z niecierpliwością oczekuje na kolejny tom, bo końcówka Komornika jest mistrzowska i pozostawia gigantyczna potrzebę poznania zakończenia, bądź, choćby rozwinięcia historii…
Śmierć mnie przeraża i to chyba całkowicie normalne, ale dzięki Michałowi Gołkowskiemu, moja wyobraźnia zaczęła, w tym temacie, pracować na pełnych obrotach i… boję się jeszcze bardziej.
Ta apokalipsa to przerażająca wizja, ale nie można obok niej przejść obojętnie.
Koniecznie CzaCzytać!