Rick Riordan „Magnus Chase i Bogowie Asgardu. Statek Umarłych”
Magnus Chase jest moim ulubieńcem, jeśli chodzi o bohaterów książkowych stworzonych przez Rick’a Riordan’a. Bo jest inny od wszystkich! Tzn., ok, jest nastolatkiem, jest herosem, ale… przecież ten dzieciak nie żyje! Cały jego byt, natomiast, to, tak naprawdę, oczekiwanie, czy może raczej, przygotowywanie się do śmierci ostatecznej na polach chwały podczas Ragnaroku. To samo w sobie jest już tak przytłaczające, że powinno zabić tę opowieść a Riordan napisał ją tak, że nie tylko nie zabija, ale też nie przytłacza, za to bawi, uczy i daje nam przygodę na takim pędzie, że trudno się od niej oderwać.
Syna Freja spotykamy, podczas treningu przed wyprawą, która ma na celu ostateczne (no a przynajmniej na pewien czas, znając go) powstrzymanie Lokiego przed doprowadzeniem do rozpoczęcia Ragnaroku. Jak wiecie w ekipie Chase’a są dzieci Lokiego, oraz bohaterowie, którzy z owym bogiem, mają ostro na pieńku; no, więc, jak nic, zapowiada się ostra naparzanka.
Dzieje się sporo, bo i walki maja miejsce przeróżne i z przeróżnymi stworami, bóstwami i dziwami… a sposoby na pokonanie niektórych są, delikatnie rzecz ujmując, niecodzienne, więc akcja, cały czas, mknie do przodu i zaskakuje kolejnymi wątkami. Dodatkowo pojawiają się wspomnienia poszczególnych bohaterów; poznajemy ich rodziców, ich historie i zaczynamy lepiej rozumieć, czemu są tacy a nie inni. Dodajcie do tego statek, którego kolor, jest, cóż… dyskusyjny… Fakt, że Jack, wciąż ma sporo do powiedzenia (o dosłownie wszystkim), trudne relacje Hearth’a z istotą, która kiedyś była jego ojcem, opowieść o tym, że posiadanie pięknych stóp, może mieć wielki wpływ na życie, oraz prawdę o tym, że niektóre stwory są, co najmniej, głupiutkie a magiczne napoje tworzone z niezwykle paskudnych składników; to otrzymacie, jako taki, wgląd w tę opowieść. Czyli- tak, było zabawnie , choć bywało, też smutno i straszno 😉
Poznajemy kolejne bóstwa i mity związane z kulturą nordycką i to jest kolejny element, przez który Riordan’a darzę wielkim szacunkiem. Dlaczego? Cóż, poza tym, że daje nam możliwość uczestnictwa w niesamowitej przygodzie to też uczy o wierzeniach, imionach, nazwach poszczególnych sił, które rządziły kiedyś żywiołami; to niesamowite i fajne równocześnie
Postacie są nieoczywiste i… bardzo sympatyczne (nawet kiedy dokonują mordu, którego nie do końca chcą dokonać). Autor skupia się, również, na problemach z którymi mogą mierzyć się nastolatkowie na całym świecie, więc jest i miejsce na tożsamość płciową, na podejście do wiary, przyjaźń i miłość… no jest tu tego sporo, ale nie wepchane tak na siłę, tylko ładnie wplecione w historię i dające poczucie, że taki właśnie jest świat; pełen kolorów, różnorodny i piękny.
Każdy ma tu swoją walkę do wygrania, dzięki czemu mamy poczucie, że każdy dla opowieści jest ważny i każdy coś do niej wnosi.
Nasi Bohaterowie zmierzyć się będą musieli nie tylko z olbrzymami, gadającym ptactwem, chłodem, czy kiepsko nastawionymi bóstwami, ale też z własnym słabościami a ostateczne starcie Chase’a i Lokiego potrzyma nas w napięciu, ale także ukaże w czym winniśmy upatrywać prawdziwej siły!
Nie zawsze jest kolorowo, nie każdy kogo spotkamy na swojej drodze zostanie naszym przyjacielem na dobre i na złe, ale nie poddawajmy się w poszukiwaniach, bo świat pełen jest dobrych, pokręconych ludzi, którzy… też szukają!
O sile przyjaźni, o miłości i o zapierających dech w piersiach bitwach… o tym wszystkim przeczytacie w Statku Umarłych… a mnie pozostaje mieć nadzieję, że jeszcze Magnus’a Chase’a spotkam i przeżyję z nim kolejną, nieprawdopodobną przygodę !
CzaCzytać