Stephen King „Rok Wilkołaka”
Stephen King, to jeden z tych pisarzy, których mogłabym czytać godzinami. Zarówno te lepsze jak i te gorsze książki, mają w sobie jakiś mroczny nastrój, magiczną paskudowatość, która sprawia, że bez względu na to, jak sama historia jest słaba, to nie pozwolisz sobie na to, żeby nie doczytać jej do końca.
Rok Wilkołaka to książka na raz; otwierasz, zaczynasz czytać i po krótkiej chwili… kończysz. Ma 140 stron, ale jest w niej tak dużo ilustracji, że samego tekstu jest może 50 stron.
W małym miasteczku, podczas pełni, giną ludzie. Rozrywani na strzępy, przez krwiożerczą bestię.
Tak naprawdę, to o fabule nie mogę napisać nic więcej, bo musiałabym zdradzić zakończenie, a tego, jak nic nie chcemy Choć z drugiej strony… sam Wydawca troszkę nam w tym, zbyt szybkim rozpoznaniu mordercy pomaga. A to przecież jedna ze spraw kluczowych!
Książka jest napisana bardzo dobrze. Tożsamość Wilkołaka zastanawia, niestety jedynie przez chwilkę, bo… no właśnie. Cholera jasna, te ilustracje!! To jakiś koszmar. Otwierasz książkę, rozpoczynasz rozdział, a tu wzrok pada na obrazek i już wszystko wiesz! Co się wydarzy, kto zginie, kto zamordował itp. Przecież to jest jakiś koszmar! Najgorsze jest to, że gdyby te obrazki jakoś inaczej były poukładane, np., dopiero na końcu każdego rozdziału, to spokojnie mogłabym powiedzieć, że jedynie dodają powieści klimatu. Są po prostu niesamowite, ale równocześnie potwornie wkurzające! Ot taki dysonans się wkradł
Nie mówiąc już o okładce! Nie kupujcie, pod żadnym pozorem wydania II z 2016, bo ta okładka, od razu, pokazuje, kto jest wilkołakiem… ja tak szybko rzuciłam się na powieść, że nawet nie zdążyłam przyjrzeć się okładce, ale tak w okolicach 50 strony, chciałam zobaczyć czy jest równie dobra co obrazki… no i poszło… smutek i rozczarowanie. Oczywiście, najistotniejsze jest pytanie co się z Bestią stanie i czy komuś uda się ją załatwić, ale jednak, pytanie o jej personalia (:)), też się tam gdzieś z tyłu głowy pląta.
Przyjemnie i szybko się czyta, to King w starym, dobrym wydaniu. Jakaś, taka klasyka cały czas się w Wilkołaku przebija, pomimo, że nie jest to gigantyczne dzieło literatury, po prostu sprawia Ci dużo radości.
Nie zapominajmy o postaci małego chłopca, bo przecież, sami wiecie, że wszystkie straszne opowieści z dzieciakiem w tle, to istny koszmar, zwłaszcza w Kingowskim wydaniu!!!!
Koniecznie przeczytajcie, bo taki oldschoolowy horror, każdemu Czytaczowi pozwoli przyjemnie spędzić czas i sprawi całą masę radochy!
Krew, flaki, rozerwane gardła… czy może być coś lepszego w niedzielny wieczór? 😀