Terry Pratchett, Stephen Baxter „Długa Utopia”

Terry Pratchett, Stephen Baxter Długa Utopia Czaczytać Terry Pratchett, Stephen Baxter „Długa Utopia”
Terry Pratchett, Stephen Baxter „Długa Utopia” 4.60/5 (92.00%) Głosów: 5 s

Wracając na Długą Ziemię i jeden z miliona wykrocznych światów, czułam, że albo się to skończy dobrze i napiszę dobrą recenzję, albo się zastrzelę :) Bo przecież ta seria jest tak bardzo nierówna, czasem przytłaczająca, odważę się nawet użyć słowa nudnawa, ale potrafi też wciągnąć i zmusić do przeczytania całości, choćby była nie wiem jak niezrozumiała i dołująca!

Długa Utopia to zwieńczenie historii i jest, po prostu, najlepsza ze wszystkich części. Może nie potrafię być do końca obiektywna, bo przecież sir Terry, nic już nie napisze (co wciąż powoduje u mnie nieskończenie, ogromny smutek), ale tak jakoś, właśnie ta opowieść sprawiła mi największą przyjemność.

Lobsang wraz z Agnes, Shi-mi i adoptowanym synem (!!) osiadają w New Springfield, ziemi z pozoru idealnej, pozbawionej czasu, zdobyczy techniki i doskonale nadającej się do rozpoczęcia nowego, zwyczajnego życia. Ale jak to już bywa, okazuję się, że nasi bohaterowie, wcale nie znaleźli się tam przypadkowo i, że znów będą potrzebować Sally Linsay i Joshuy Valiente by… uratować świat przed zniszczeniem.

Najlepsze jest tu chyba to, że nic nie potoczyło się do końca tak jak miało, że szczęśliwe zakończenie, wcale nie jest, aż tak szczęśliwe. Kochający się ludzie nie są już razem. Ojciec nie jest takim idealnym rodzicem jakim powinien być główny bohater. Następni, pomimo, przeświadczenia o swojej wyjątkowości i wspaniałości, czasem nie są dobrze odbierani nawet przez swoich nowych członków. Tworzy to, pomimo braku realności całej wizji  Długiej Ziemi, taką jakąś namiastkę normalności. Sprawia, że możemy identyfikować się z głównymi bohaterami, czuć ich rozterki, rozumieć dlaczego podejmują takie a nie inne wybory. Ten brak ideału zbliża nas do nich i niestety, czasem, przytłacza. No bo kto z nas nie lubi dobrego, pięknego zakończenia?

Lobsang, maszyna, istota pragnąca posiąść nieskończoną wiedzę, jak zawsze mnie zaskoczył. Jego potrzeba stworzenia „normalnego” życia, wychowania potomka, spędzenia czasu, w ten najzwyklejszy ze zwykłych sposobów, po ludzku, jest wręcz niesamowita. Oczywiście pojawiają się także jego inne jednostki, ale ta jedna, najszerzej opisana, jest tak zupełnie różna od poprzednich… choć w ostatecznym rozrachunku i tak musi stać się tym kim byc powinna; przywódcą.

Czytając o Shi- mi i jej starzeniu się, myślałam o Pratchett’cie, nie wiem, tak bardzo pasował mi do tego, zgadzającego się na powolne umieranie stworzenia, które przecież miało wybór i mogło żyć wiecznie…  Ciężko było nie uronić łzy… bardzo ciężko.

Końcówka? Cóż … z jednej strony dołuje, z drugiej pozwala wierzyć, że ludzie to niesamowite istoty i pozwala mieć nadzieję… nadzieję na to, że wszystko będzie dobrze, choćby przyszło nam za to zapłacić wysoką cenę…

Drogi Czytaczu, jeśli nawet seria o Długiej Ziemi nie przypadła Ci do gustu, to zmęcz ją, dla samej przyjemności cudownego i idealnego zakończenia. Gwarantuje, że będzie smutno, że będzie bolało, że od czasu do czasu będzie trudno, ale też, że będzie warto. To piękne pożegnanie.

Polecamy!