Andrzej Ziemiański „Virion. Pustynia”
Kojarzycie ten moment w filmach kiedy napięcie sięga zenitu i grupa bohaterów w zwolnionym tempie, z rozwianym włosem kroczy przed siebie, a w tle wybucha jakieś wielkie coś? No, to tak się akurat składa, że czytając Pustynię ten obraz towarzyszył mi cały czas; od pierwszej do ostatniej strony. Dlaczego? Cóż, cała książka jest jak jeden wielki punkt kulminacyjny; nie ma chwili na oddech, nie ma przerwy na szamę- zaczynasz i lecisz, bez przystanków i straty czasu na jakiekolwiek oddychanie!
Teraz, tak przy początku, bardzo ważna sprawa; żeby dobrze te wszystkie przyjemności posmakować, musicie przeczytać poprzednie tomy, bez wiedzy o tym kto jest kim i dlaczego robi te, a nie inne rzeczy, nie złapiecie odpowiedniego klimatu i w konsekwencji pozbawicie się całej masy fun’u związanego ze smaczkami, które podarował nam Autor.
Sama fabuła podzielona jest na trzy główne wątki; po pierwsze ekipa Viriona ląduje na pustyni, tudzież jej obrzeżach, po drugie Taida stara się… no cóż, przetrwać pod władzą tego, co to często się wkurza, a po trzecie objawia się nam w pełnej krasie niejaka Kasjopea.
Akcja jest NIESAMOWICIE szybka i co chwilę mamy jakiś zwrot, nową tajemnicę, czy problem do rozwiązania. Andrzej Ziemiański genialnie bryluje pomiędzy postaciami, przeplatając ich losy i sprawiając, że nawet bez spotkania się nawzajem, mają na siebie wpływ.
Olbrzymią frajdę sprawia czytanie wymiany zdań, pomiędzy poszczególnymi członkami Virionowej grupy; ich przekomarzania, zupełnie abstrakcyjne odpowiedzi, dogryzanie sobie, czy sposoby na okazywanie sympatii, są tak pełne wrednego humoru, że nie można się nie roześmiać. Czuć w nich te zupełnie pokręcone relacje i przyjaźń, która rodziła się w przedziwnych okolicznościach.
Jeśli chodzi o Taidę to ta kobieta ma nieustannego farta w niefarcie. Wszystko co z pozoru się jej nie udaje, bądź też może być początkiem jej końca przeradza się w zwycięstwo, albo prowadzi do kolejnych większych wydarzeń. Jej losy ciekawią i każą nam przypuszczać, że rola tej twardej, acz lekko rozchwianej emocjonalnie (w tej części) kobiety, będzie dla całej opowieści kluczowa.
Pustynia, pomimo, że całkiem okazała objętościowo pochłania się ekspresowo, bo i akcja jest szaleńczo wręcz ekspresowa . Sceny walki jak zawsze na najwyższym poziomie, a tu jeszcze, w ramach bonusu, niezwykle dynamiczna bitwa na „wodzie”, która nie dość, że aż dech zapiera, to jeszcze ma zupełnie niespodziewanego dowódcę.
Wątek lekko romansowy się nam pojawia i jest całkiem przyjemny, nie nachalny, taki z rozkminą „czy aby na pewno wypada” i na miejscu.
Polecam Wam serię bardzo, bo świat wykreowany przez Ziemiańskiego jest przeogromnym, wciągającym i wciąż rozbudowującym się tworem, a stworzone przez niego postacie są jedyne w swoim rodzaju.
A, no i finał Pustyni to już jest coś nie do opisania. Płakać się chce, wyć i krzyczeć równocześnie, by przy ostatnim zdaniu wyszeptać „ale to się nie może tak skończyć!”, więc, no więcej to już nic nie trzeba…
CzaCzytać, bo koniec nadchodzi niespodziewanie…